czwartek, 29 grudnia 2011

Kolor na jesień/zimę - oczy, usta, policzki (Kobo professional pure pearl pigment)



Witajcie po dłuższej przerwie:) Przyszedł czas na ostatnią notkę z cyklu " kolor na jesień/zimę". Dzisiaj mam Wam do zaprezentowania ciekawy kosmetyk Kobo, a mianowicie perłowy pigment w odcieniu Chestnut. Kolor jest naprawdę przepiękny! Nazwałabym go rudo-miedzianym:)


w słońcu:
na skórze:

 Pigmenty nadają się świetnie do makijażu oka, ale również całej twarzy, jeśli potraktujemy je jako róż. Co więcej, są też świetne do malowania ust, wymieszane na przykład z bezbarwnym błyszczykiem. Tego typu rudawy kolor pasuje, według mnie, zarówno osobom z ciepłą karnacją, jak i chłodną. Chestnut ładnie ożywia ciemne, wieczorowe makijaże, a na co dzień prezentuje się pięknie na kościach policzkowych, trzeba się tylko trochę namachać, żeby nałożyć pigment na twarz, nie robiąc sobie przy tym plam ;) Niektórym, pomysł używania rudego koloru w roli różu może wydawać się dziwnym, jednak dla mnie jest to naprawdę niebanalny odcień, dzięki któremu można uzyskać w makijażu bardzo ciekawe efekty. Kosmetyk jest perłowy, więc dodatkowo dyskretnie rozświetla twarz, mimo, że błyszczące drobinki nie są widoczne.
 Teoretycznie spokojnie można by używać tego pigmentu latem, ale ja, póki co, polubiłam się z nim właśnie jesienią i zimą, pewnie dlatego, że chestnut ma się kojarzyć z kasztanami właśnie oraz jesiennymi liśćmi:)
Wbrew pozorom, kosmetyk nie osypuje się przy nakładaniu, jest dość trwały no i oczywiście bardzo intensywny.
Kobo ma w swojej szafie również matowe pigmenty, jest wśród nich kilka kolorów wartych uwagi, np. żółty lub czerwony.
A co Wy myślicie o chestnut?

czwartek, 15 grudnia 2011

Kolor na jesień/zimę- oczy

W dzisiejszym poście skrobnę parę słów na temat cieni firmy Bourjois. Trio, które wam dziś
przedstawię nazywa się "violet romantic" ( numer 06)  i pochodzi z serii "Smoky eyes".



Szczerze uwielbiam tę serię, posiadam z niej dwie paletki- fiolety oraz brązy i obu używam bardzo często. Brązową paletkę zabieram ze sobą na wszystkie wyjazdy ze względu na uniwersalne kolory, z pomocą których, można wyczarować bajkowy makijaż dzienny oraz wieczorowy:)
 Dziś skupię się na "violet romantic", bo właśnie tych cieni używam bardzo często jesienią i zimą i na te pory roku są dla mnie niezastąpione! Cienie są w chłodnej tonacji, wpadają w kolor niebieski i w genialny sposób podkreślają brązową tęczówkę. Wszystkie trzy kolory mają wykończenie perłowe, chociaż najciemniejszy daje na skórze trochę inny efekt od dwóch pozostałych. Moim ulubieńcem jest środkowy kolor-  przypomina mi trochę lawendę. Ten cień stosuję często na codzień, na całą powiekę. To trio sprawdza się też idealnie na wieczorne wyjścia, kiedy nie mam pomysłu na makijaż- w takich sytuacjach praktycznie zawsze sięgam po tę paletkę. Latem również używam "violet romantic", ale tylko na wieczór. W pełnym słońcu tak zimne odcienie wyglądają na twarzy trochę dziwacznie;)
Bardzo chciałam zrobić Wam zdjęcie makijażu z użyciem tych cieni, jednak zrobić dobre zdjęcie moim opadającym powiekom jest naprawdę trudno. Sczególnie jeśli zależy mi na uchwyceniu kolorów na oku. To było po prostu niewykonalne:P Zrobiłam więc tylko swatche na ręku.
Co mogę powiedzieć o samej jakości tego kosmetyku?
Według mnie, ta seria Bourjois jest bardzo udana. Cienie są dobrze napigmentowane, świetnie się rozcierają i naprawdę można wykonać nimi ładne "przydymione oko". Jestem przekonana, że kiedyś kupię jeszcze jakąś paletkę z tej kolekcji.
Z tego co pamiętam cienie kosztowały mnie 47 zł, może na allegro można kupic je taniej?

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Kolor na jesień/zimę - usta

Dzisiaj postanowiłam pokazać Wam błyszczyk z Inglota, który kupiła dla siebie moja mama, jednak  ponieważ błyszczyk okazał się być raczej szminką w płynie, Inglot Sleeks VLC w odcieniu 72 trafił w moje ręce - moja mama toleruje tylko bardzo delikatne kolory na ustach ;)


 Kolor 72 kojarzy mi się trochę z rozgniecionymi owocami leśnymi :)




Z jakiegoś powodu przyszło mi na myśl, że taki odcień sprawdzi się świetnie jesienią i zimą. Błyszczyk daje na ustach dość intensywny kolor i ładny połysk, raczej nie widzę go u siebie w makijażu latem lub wiosną:)
Zdjęcie oczywiście nie do końca to wszystko oddaje,  jak zawsze, w rzeczywistości kolor na ustach jest nieco mocniejszy.


A teraz kilka słów o samych właściwościach produktu:
kosmetyk naprawdę mi się spodobał, ponieważ jest bardzo trwały, jak na błyszczyk.  Po jakimś czasie połysk znika, ale kolor na ustach zostaje, nawet jeśli zdarzy mi się coś wypić:) . Dodatkowo produkt w żadnym razie nie skleja ust ani ich nie wysusza, nawet powiedziałabym, że lekko nawilża.
Niestety przy aplikacji błyszczyku nie obejdzie sie bez lusterka, bardzo łatwo jest wyjechać kolorem gdzieś poza usta:D . Kosmetyk kosztował 20 zł i zapowiada się na bardzo wydajny. Co o nim myślicie?:)

piątek, 9 grudnia 2011

Kolor na jesień/zimę - paznokcie

Dzisiaj chciałabym rozpocząć malutką serię wpisów na moim blogu -" Kolor na jesień/zimę". W kilku kolejnych notkach zamierzam przedstawić propozycje kosmetyków kolorowych,  które wydają mi się idealne na nadchodzące zimowe  miesiące.
Zacznę od propozycji lakieru do paznokci. Do niedawna nie podobał mi się na moich paznokciach kolor niebieski, jednak jestem wielką fanką granatu. Bardzo lubię nosić granatowe ubrania i dodatki, uwielbiam również cienie do powiek oraz kredki w tym kolorze. Długo szukałam lakieru, który byłby w nieco przygaszonym, ciemnoniebieskim odcieniu i wydaje mi się, że znalazlam swój typ. Jest nim lakier Golden Rose z serii sweet color , nr 60. 



Lakier jest kremowy, nie ma żadnych drobinek, dwie warstwy dają pełne krycie, a trwałość oceniam naprawdę dobrze. Na podkładzie w postaci utwardzacza kosmetyk wytrzymuje na paznokciach 3-4 dni bez uszczerbku. Bardzo podoba mi się taki odcień granatu, kojarzy mi się z jeansami:) Osobiście takie kolory lubię nosić właśnie jesienią i zimą. A Wam przypadł do gustu ten lakier?

wtorek, 6 grudnia 2011

Sposób na olej

Witam wszystkich po tygodniowej przerwie:)
Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że w mojej łazience stoi kilka buteleczek z olejami, których nie miałam okazji zbyt często używać. Jednym z nich jest na przykład słynny olej arganowy, o którym wiem, że świetnie działa niemal na każdy rodzaj cery, ale używałam go na tyle sporadycznie, że nie bardzo mogłam przekonać się o jego działaniu na moją skórę. Problem leżał zawsze w mojej dbałości o systematyczność w stosowaniu serum z kwasami, kremu i oleju kokosowego, w związku z czym, doszło do tego, że w ciągu doby nie starczało już czasu na smarowanie się jeszcze kolejnym rewelacyjnym olejem  i testowanie jego możliwości. Czy ktoś jeszcze też ma ten problem co ja?!:D


Przekonałam się, że nie muszę wcale ani zmieniać codziennych rytuałów, ani rezygnować z testowania kolejnych olejów, wystarczy, że raz na jakiś czas zrobię sobie po prostu olejową maseczkę:)
Taka maseczka nie wymaga praktycznie żadnych przygotowań. Wybrany olej (lub mieszankę kilku olejków!) nakładamy na czystą twarz (warstwa powinna być po prostu trochę grubsza niż przy codziennym stosowaniu oleju) i trzymamy go na twarzy jakieś 20 minut. Do usunięcia wszelkich resztek wystarczy nam jednorazowy ręcznik lub chusteczka i coś, czym ją solidnie zmoczymy- to może być hydrolat, tonik, woda termalna itp. Osobiście najbardziej lubię do tego celu używać lekko ciepłego naparu z rumianka:)
 Po upływie 20 minut obficie nasączamy nasz papierowy ręcznik i przykładamy do naolejowanej twarzy, najlepiej jest chwilę potrzymać "kompres" na skórze. W razie potrzeby możemy przygotować nową nasączoną chusteczkę i bardzo delikatnie ściągnąć nią nadmiar oleju. To tyle:)!
Olejową maseczkę najfajniej robić wieczorem, po peelingu.
Podoba się Wam taki pomysł?