wtorek, 14 stycznia 2014

Garść nowości!

Hej!

Miło mi będzie podzielić się z Wami garścią nowości, które otrzymałam od bliskich mi osób w przeciągu ostatnich kilku miesięcy:). O kilku rzeczach, widzę już teraz, zapomniałam, ale na pewno wspomnę o nich następnym razem.

Na początku rzut oka na nowości do pielęgnacji ciała:



Tak się akurat złożyło, ze wszystkie kosmetyki do ciała, które tutaj pokażę, mają zapachy przywodzące na myśl różne słodkości;)

Duża butla firmy Luksja to popularny od jakiegoś czasu płyn do kąpieli o niesamowitym zapachu gofrów z karmelem. Co prawda, nie korzystam z kąpieli w wannie, ale kosmetyk został mi podarowany aby mnie do tej przyjemności przekonać;) nie miałam jeszcze okazji testować go w ten sposób, ale jako żel do mycia jest bardzo fajny, przede wszystkim dzięki obłędnemu zapachowi, który poprawia nastrój. Dobrze się pieni i nie wysuszył mi skóry, co mnie zaskoczyło na plus.

Kolejna buteleczka to balsam do ciała Soraya o czekoladowym zapachu. Pachnie dość przyjemnie, trochę budyniowo, smaruję nim głównie dłonie na szybko po umyciu. Niestety nie nawilża oraz nie natłuszcza mojej nawet w najmniejszym stopniu.

Masło do ciała z The Body Shop z serii Honeymania bardzo przypadło mi do gustu, podobnie jak inne masła tej firmy. Post TUTAJ. W składzie mamy przede wszystkim masło kakaowe, masło shea, jest też wosk pszczeli. Bardzo dobrze się wchłania, czuć przyjemne nawilżenie, a zapach jest wyraźnie kwiatowy (niech będzie, że to miód wielokwiatowy;) ). Moja skóra nie wymaga nakładania balsamu, czy kremu po każdym myciu, jednak zimą potrafi się przesuszać, a to masło dobrze się w takich chwilach sprawdza. Lubię go używać, mimo że sama czynność smarowania ciała jakimkolwiek balsamem to dla mnie nuda i udręka;)

Na koniec tej kategorii zostawiłam otulający scrub do ciała z Pat&Rub, który marzył mi się juz od bardzo dawna. Mam wielką przyjemność z używania tego produktu, jednak jego właściwości ścierające są dość kiepskie. Drobinki cukru bardzo szybko się rozpuszczają, podczas nakładania czuć przede wszystkim kompozycję olejów.


Nie polecam go osobom, które poszukują silnego zdzieraka oraz tym, którym przeszkadza wyczuwalny film na ciele. Skóra po jego zastosowaniu jest po prostu tłusta jak po bogatej oliwce. Ja za tym efektem przepadam, bo kiedy czuję lekkie przesuszenie używam go jak "balsamu pod prysznic" i na kilka dni mam całkowity spokój. Pachnie ciepło i przyjemnie, skład jest świetny (masło shea, oliwa, babasu itd.), ale żaden tam z niego "scrub" ;)

 Pozostał szybki rzut oka na kolorówkę:




Kto by się spodziewał tutaj bazy silikonowej pod makijaż Sephora?:) Przemogłam się parę razy, bo ostatnio kilka okazji wymagało długotrwałego makijażu, więc użyłam i przeżyłam ;) Skóra była bardzo ładnie wygładzona, minerały nakładały się bezproblemowo. Krzywdy mi nie wyrządziła, poza jednym razem, kiedy twarz mi się spociła i czułam pod taką "maską" straszny dyskomfort, jak to bywa u mnie z kosmetykami z dużą zawartością silikonów.

Lakiery- pierwszy to maluch z MUA w odcieniu koralowego różu. Piękny, żywy kolor i naprawdę fajny lakier!:)
Drugi to słynny Baltic Sand z Lovely, czyli brokatowy lakier o piaskowej fakturze. Robi efekt WOW, nie jestem tylko przekonana do tego konkretnego koloru, myślę, że pasowałby mi bardziej w odcieniach złota:)

Cień w kremie Maybelline color tatoo, odcień On The Bronze. Baaardzo chciałam go mieć, bo uwielbiam takie kolory. Ten jest naprawdę fenomenalny, zobaczcie sami:


Pięknie połyskuje. Można go nosić solo, co często ostatnio robię, można nałożyć jako bazę pod inne cienie. Fajna rzecz na wyjazdy. Z trwałością u mnie różnie, zależy od dnia- jednego trzyma się dobrze cały dzień, innego potrafi się delikatnie zrolować, jednak nigdy w taki sposób, by bardzo rzucało się to w oczy.

 
Na koniec zostawiłam paletkę, która już po otwarciu podbiła moje serce, przede wszystkim ze względu na kolorystykę. Przedstawiam Wam paletkę do makijażu ust firmy Sleek, (nazwa palety to siren) :




Jestem wprost zachwycona doborem kolorów! Są tez inne zestawy, które mogą zainteresować inne typy urody.
Tutaj śmiało mogę powiedzieć, że wszystkich odcieni będę używała z przyjemnością! 3 kolory dają raczej matowe wykończenie, tylko mocna czerwień jest bardziej w typie kremowej pomadki. Na razie mogę powiedzieć, że oprócz niesamowitej pigmentacji cechują się świetną trwałością:)


Czy coś zaciekawiło Was szczególnie? a może już znacie te kosmetyki? Napiszcie:)!


niedziela, 5 stycznia 2014

Ulubieńcy grudnia!

Cześć,

Mam nadzieję, że ostatnie dni roku upłynęły Wam w fajnej atmosferze, a Wasz Sylwester był równie udany, jak mój sylwestrowy wieczór:)
  Jeszcze nie zdecydowałam, czy powstanie post na temat faworytów roku 2013, póki co prezentuję Wam kosmetyki, którymi zachwycałam się w minionym miesiącu:)
Zapraszam!


  Jak widzicie, wśród moich ulubieńców znalazła się, zapewne wszystkim dobrze znana, ciekawostka do włosów, a mianowicie suchy szampon Batiste. Poznałam go dopiero w listopadzie, bo właśnie wtedy otrzymałam go w prezencie urodzinowym i teraz wiem, że to był strzał w 10!

  Moja wersja- "tropical" zawiera w sobie kokosowe nuty. Zauważyłam, że zapach utrzymuje się na włosach dość długo po zastosowaniu produktu. A jak go stosować?
Jeśli czujemy potrzebę odświeżenia fryzury, wystarczy jedynie spryskać włosy u nasady, lekko wyczesać/wmasować biały nalot i... gotowe!
Ostatnio mam problem z przetłuszczającymi się włosami przy skórze głowy z uwagi na sezon grzewczy i regularne noszenie czapki. Już na drugi dzień po myciu włosy nie wyglądają dobrze. Batiste okazał się "wybawieniem". Działa fenomenalnie w takich kryzysowych sytuacjach, włosy wyglądają właściwie na świeżo umyte;) Znacznie lepiej sobie radzi niż np. talk dla dzieci, którego miałam w zwyczaju używać wcześniej. Skład zapewne nie jest idealny, zbyt częste stosowanie pewnie może włosy wysuszyć, ale jeśli dotyczy Was problem przetłuszczającej się czupryny- polecam!

Batiste możecie kupić w sieci drogerii Hebe, lub w Internecie. Do wyboru jest kilka wersji zapachowych, a także opcja do włosów ciemnych.

  Na drugi rzut idzie antyperspirant Floslek.

 Skończył mi się mój naturalny dezodorant Sanoflore- do recenzji odsyłam  TUTAJ i szukałam czegoś nowego, aby nie przyzwyczaić się za bardzo do jednego kosmetyku. Padło na łagodny antyperspirant, który przy okazji zakupów w aptece DOZ (Dbam o Zdrowie) zamówiłam w ciemno. Cena wyniosła niecałe 12 zł, w składzie brak parabenów i alkoholu.
Jestem z niego baaardzo zadowolona. Z czystym sumieniem go polecam, ponieważ jest TANI, ŁAGODNY i naprawdę SKUTECZNY! Do tego ma bardzo fajny zapach i NIE BRUDZI ubrań:)!


 Następni w kolejności będą ulubieńcy do makijażu oka: czarny płynny eyeliner i cielista kredka na linię wodną. Zacznę od tej drugiej:

Catrice made to stay inside eye to dla mnie jak na razie najlepsza kredka na linię wodną. Jest wręcz stworzona do malowania tego miejsca ;)


Oczywiście lekko "otwiera" oko i "odświeża" spojrzenie, ale przede wszystkim utrzymuje się niesamowicie długo. Do tego jest tania, bo kosztuje około 12 zł.  Kolor jest według mnie okej, u mnie wypada naturalnie.
 Kolor jest według mnie okej, u mnie wypada naturalnie.Myślę, że pokażę ją Wam kiedyś na oku, jeśli ktoś wyrazi chęć:) 


  Eyeliner z serii HYPOAllergenic marki Bell kosztował mnie również ok. 12 zł. Do wyboru była wersja brązowa i czarna.
 Tusz ma wyrazisty czarny kolor, jest poręczny, bo aplikator to forma gąbeczki.Zazwyczaj  rzadko maluję kreski na powiece, ale grudzień jakoś sprzyjał mocniejszym makijażom i chętnie używałam tego eyelinera na co dzień. Sam z siebie jest dość trwały, jednak w kontakcie z wodą szybko się rozmazuje i spływa.
Rzeczywiście nie podrażnia oczu. Dobry polski kosmetyk jednej z moich ulubionych firm:)!
Seria zawiera również kredki i tusz do rzęs.

W grudniu było parę takich okazji, kiedy można było poszaleć z makijażem, a mi wtedy towarzyszyły naturalne rzęsy Red Cherry w duecie z klejem duo (do zakupienia w Inglocie)
 Przedstawiam Wam model, który sprawdza się u mnie najlepiej ostatnimi czasy:

747U





Rzęsy kupiłam w sklepie kosmetyki-mineralne za ok. 19 zł. Jest ich tam ogromny wybór!
  747 U są dość krótkie i o równomiernej gęstości przez co wyglądają naturalnie, mają tez przezroczysty pasek, więc są lekkie i prezentują się "lekko", bo nie trzeba ich obecności tak bardzo maskować. Te konkretne odrobinkę przycięłam w wewnętrznym kąciku i nosiłam już 3 razy. Moim zdaniem nie wyglądają na zniszczone.
Po każdym użyciu delikatnie zdejmuję z nich zaschnięty klej, który staje się lekko gumowy, więc bardzo łatwo można go ściągnąć dosłownie jednym ruchem. Ostatnio nakładam rzęsy przed tuszowaniem swoich, dlatego po zdjęciu muszę te sztuczne lekko wyczyścić mleczkiem do demakijażu z resztek maskary. Myślę, że jeszcze je kupię:)!



  Na koniec róż, który gościł na moich policzkach najczęściej w tm miesiącu, czyli Annabelle Minerals w odcieniu CORAL:)




 Czy taki z niego koral to nie wiem, wygląda raczej jak brudny róż, który przywodzi na myśl siniaka;) Mimo wszystko bardzo dobrze współgra z moją ciepłą cerą, policzki są fajnie podkreślone, a efekt jest niezwykle trwały- dlatego polecam zakup próbki tego kosmetyku, bo nie dość, że fajny z niego róż to  dodatkowo starcza na baaaardzo długo:)

 Podzielcie się swoją opinią, jeżeli znacie te produkty. Napiszcie też, jeśli któryś z nich szczególnie Was zainteresował:)


Jak tam Wasi faworyci grudnia?



Następnym razem zapraszam na noworoczny przegląd moich nowości:)


Pozdrowienia!