środa, 2 lipca 2014

Effaclar duo La Roche Posay- czy warto?









Cześć wszystkim!

  Krem Effaclar duo należy chyba do najpopularniejszych produktów aptecznej marki La Roche Posay. 
Dużo o nim słyszałam i czytałam zanim zdecydowałam się na zakup. Parę miesięcy temu trafiła się niezła promocja w aptece Ziko i tak zagościł w mojej kosmetyczce:)
Dzisiaj opowiem o tym, czy się sprawdził i czy warto wydać na niego przeszło 50 zł.

* Na początek oczywiście obietnice z opakowania oraz ulotek promocyjnych:

Krem eliminujący poważne niedoskonałości o podwójnym działaniu. Eliminuje zapalne zmiany trądzikowe, eliminuje zaskórniki.

* Składniki:
Krem zawiera kojącą wodę termalną i koncentrat Kwasu Linolowego + LHA, który ma za zadanie lekko złuszczać skórę oraz odblokowywać pory. Kolejne składniki, takie jak Nicynamid (czyli witamina B3) mają być odpowiedzialne za niwelowanie niedoskonałości oraz ochronę przed powstawaniem nowych.

  Na reszcie składu się nie skupiałam, ale możecie prześledzić go chociażby tutaj - wizaż.pl . Na stronie zapoznacie się także z wieloma pozytywnymi opiniami innych Internuatów.

  * Moje spostrzeżenia:
W opakowaniu mamy 40 ml produktu, jego konsystencja jest bardzo lekka, coś jak krem-żel. Tubka została zaopatrzona w wygodny i higieniczny aplikator:



W moim odczuciu nie jest to krem, który czyni cuda z twarzą, ale na pewno jest bardzo pomocny do utrzymania mieszanej i skłonnej do wyprysków skóry w dobrej kondycji.
Nie jest to także, w moim przypadku, produkt, który nadaje się do samodzielnego stosowania, ale dobrze  spisuje się w duecie z czymś mocniejszym. Przykładowo u mnie z tonikiem kwasowym z Biochemii Urody.
Sądzę, że najlepiej sprawdzi się u osób z umiarkowanymi problemami.

+ Do plusów kosmetyku mogę z pewnością zaliczyć fakt, że rzeczywiście lekko wygładza i napina skórę, wyrównuje jej koloryt, delikatnie przyspiesza gojenie i utrzymuje skórę w ryzach pod względem powstawania nowych niedoskonałości. Delikatny efekt jest widoczny się już na drugi dzień, ale dopiero po dłuższym czasie doceniłam jego właściwości powstrzymujące "niepokojący rozwój wydarzeń" na mojej twarzy;)
  Dodatkowo można go stosować na noc i na dzień, ponieważ świetnie się wchłania,  pod makijażem się nie roluje, a skóra pozostaje matowa przez długi czas.
W zamyśle producenta Effaclar duo ma także nawilżać cerę. Moim zdaniem raczej nie należy się po nim tego spodziewać, ale trzeba przyznać, że jego działanie jest łagodne, a po użyciu skóra nie jest przesuszona i nie piecze. Nie zaobserwowałam także złuszczania, a jedynie rozjaśnienie i wygładzenie skóry, ale moja cera słynie z wysokiej odporności na kwasy i inne takie ;)

-Co na minus? Oczywiście stosunkowo wysoka cena. Nie mogę także powiedzieć, żeby kosmetyk działał jakoś niesamowicie w kwestii eliminowania zaskórników. Lekkie wygładzenie grudek owszem, ale nie całkowite ich zwalczanie (ale który kosmetyk to potrafi?).

  *Na koniec postaram się odpowiedzieć na tytułowe pytanie CZY WARTO w niego inwestować?

  Mimo tylu pozytywnych słów, które napisałam na jego temat wyżej, odpowiem przekornie, że raczej nie warto:)
A to dlatego, że moim zdaniem bardzo podobne (o ile nie lepsze) działanie wykazuje jeden z moich ulubieńców, czyli migdałowe serum do twarzy ze sklepu Biochemia Urody. Recenzja TUTAJ .

Cena, którą przyjdzie nam zapłacić za serum to 28,50 zł, pojemność ta sama, a skład z pewnością wypada także korzystniej:)
*  Dla leniuchów i tych, którzy chcą coś do nałożenia na szybko pod makijaż pewnie lepszym wyjściem będzie zakup gotowego kremu Effaclar duo:)*



Znacie? Lubicie? Co polecacie z oferty La Roche Posay?:)


niedziela, 15 czerwca 2014

Makijaż mineralny- puder Earthnicity Minerals silk glow light

Witajcie:)


  Dzisiaj prezentacja ostatniego kosmetyku Earthnicity Minerals, jaki wpadł mi w ręce, czyli pudru rozświetlającego.  Pozostałe recenzje:

Podkład mineralny

korektor mineralny + aplikacja

  Według producenta puder, o którym dzisiaj chciałabym Wam napisać, nadaje się do stosowania samodzielnie lub na podkład w roli pudru wykończeniowego oraz na wybrane partie twarzy jako bardzo delikatny rozświetlacz. Jego zadaniem jest dodanie skórze delikatnego blasku, zapewnienie efektu zdrowej i ujednoliconej cery. Kosmetyk ma gwarantować rezultat gładkiej tafli bez drobinek.


  Pierwsza rzecz, na którą trzeba niestety zwrócić uwagę to stosunek ceny do pojemności:

Pełnowymiarowe opakowanie zawiera tylko około 4,5 g kosmetyku i kosztuje 74,99 zł.

  W pojemniczku odcień pudru jest raczej chłodny i lekko wpada w róż. Nie da się ukryć, że są w nim zawarte mikroskopijne, srebrne drobinki, ale jak zauważycie na zdjęciach poniżej- nie jest to żaden widoczny "brokat".

  Wydaje mi się, że kolor pudru, wbrew pozorom, będzie pasował do wielu karnacji, ponieważ nie ujawnia się jakoś specjalnie na skórze.



 Przy pierwszym kontakcie kosmetyk wydaje się być bardzo błyszczący. Efekt robi się za to niezwykle subtelny po roztarciu na skórze:




Eartnicity minerals puder SILK GLOW LIGHT

SILK GLOW LIGHT w słońcu
SILK GLOW LIGHT po całkowitym roztarciu


  Dla mnie jest to efekt zbyt delikatny, aby traktować puder jako rozświetlenie kości policzkowych itp. --> rozświetlenie nie potęguje się wraz z ilością nałożonego produktu.
  Nie jestem także przekonana do stosowania go na całą twarz, bo kosmetyk nie daje takiego efektu zmiękczenia rysów twarzy, jak puder perłowy, czy słynne meteoryty Guerlain, a na niektórych cerach może nawet dawać wrażenie przetłuszczonej skóry.

  Ja jestem jednak z niego zadowolona, bo znalazłam na niego sposób. Silk Glow bardzo dobrze sprawdza się do omiatania/pudrowania skóry pod oczami. Można w ten sposób jednocześnie utrwalić korektor pod oczami, jak również nadać zdrowego, rozświetlonego wyglądu tym partiom twarzy:)Wrażenie jest bardzo delikatne i naturalne.

  Dla zwolenników lekko satynowego lub matowego wykończenia, firma również przygotowała coś interesującego. Puder velvet HD cieszy się świetną opinią i nie ukrywam, że nabrałam ochoty na jego wypróbowanie. W ofercie Earthnicity minerals znajdują się także cienie, róże, a od niedawna także pomadki.

  To już wszystko na dziś. Napiszcie, jakie są Wasze doświadczenia i przemyślenia związane z podobnymi kosmetykami:)

Pozdrowienia!

czwartek, 22 maja 2014

Makijaż mineralny- podkład EARTHNICITY MINERALS

Cześć,

  Niektórzy z Was być może pamiętają notkę na temat korektora mineralnego Earthnicity, w której wyraziłam swoją opinię na jego temat oraz pokazywałam, w jaki sposób nakładam tego typu produkty. Do przeczytania TUTAJ.

 Dziś chciałabym Was zaprosić na recenzję kolejnego kosmetyku, który otrzymałam od marki Earthnicity- mianowicie sypkiego podkładu mineralnego. Na koniec zostawiłam puder wykańczający, który opiszę w następnej notce:)


PODKŁAD MINERALNY EARTHNICITY

  Do dyspozycji miałam dwa mini słoiczki w  odcieniach: Honey Beige i Natural Buff.
Dla mojej cery zdecydowanie bardziej nadaje się jaśniejszy i bardziej żółty kolor, czyli HONEY BEIGE.
To ładny, żółto-złocisty odcień, świetny dla posiadaczy ciepłych karnacji.

  Cena pełnowymiarowego opakowania wynosi 86,99 zł, czyli kosmetyk nie należy do najtańszych. Do mojego zestawu dołączony został pędzelek typu kabuki, przeznaczony właśnie do aplikacji podkładu. Można go kupić osobno za 64,99 zł lub korzystniej w zestawach. To całkiem dobry pędzelek, ale w moim przypadku niezbyt sprawnie współpracował z podkładem tej samej firmy, dużo lepiej nakłada mi się nim inne produkty.


Podkładowi z Earthnicity mam do zarzucenia kilka rzeczy:

- ciężko jest mi go równomiernie zaaplikować, bez względu na rodzaj używanego pędzla
- druga wada, która wynika z powyższego punktu- muszę się sporo namachać i nałożyć kilka warstw, żeby krycie było zadowalające. Zajmuje to trochę czasu, nie powiem;)
- uważam, że cena mogłaby być nieco niższa

Oczywiście znajduję też kilka konkretnych plusów:

+ niezwykła trwałość. Jeżeli już uda nam się dobrze zaaplikować podkład to zostaje on na twarzy przez cały dzień i nie wyciera się, nie zostawia nieestetycznych śladów np. na odzieży, czy na palcach po dotknięciu twarzy
+ bardzo naturalny i "lekki" wygląd. Ponownie- jeżeli już podkład sprawnie nałożymy (i oczywiście odpowiednio dobierzemy jego kolor) to możemy się spodziewać bardzo naturalnego wyglądu. Kosmetyku w ogóle nie widać na twarzy.


U mnie podkład najlepiej sprawdził się nakładany na warstwę kremu, najwięcej kłopotów sprawił mi aplikowany na sucho, bo jego przyczepność nie była wówczas tak dobra.

Kosmetyk oczywiście nie podrażnia, nie uczula ani nie przyczynia się do zatykania porów.




Wybór metody aplikacji mineralnych podkładów należy do Was, odsyłam do wpisu na ten temat-
KLIK




  Nie wiem, czy ktoś tu jeszcze do mnie zagląda, ale jeśli tak podzielcie się opinią na temat tych i innych podkładów mineralnych:)
Następnym razem kilka słów o pudrze Eartnicity Silky Glow light:


Pozdrowienia!

sobota, 1 marca 2014

puder Hesh Neem - wymiatacz niedoskonałości;)

Hej,

Dzisiaj gratka dla posiadaczy skóry zanieczyszczonej, czyli interesujący zielony puder, na bazie którego możemy wykonać bardzo prostą i niezwykle skuteczną maskę. Zapraszam!



Pudełko tego specyfiku można kupić między innymi w sklepie internetowym helfy.pl za kwotę 17 zł.
Opakowanie zawiera 100 g sproszkowanych liści Neem, czyli miodli indyjskiej. Od razu mówię, że produkt jest bardzo wydajny i takie 100 g starczy nam na naprawdę bardzo długi czas:)

Właściwości kory oraz liści tego drzewa są w Indiach znane i cenione od dawna oraz bardzo często wykorzystywane w medycynie i kosmetyce. Składnik ten zawiera całe bogactwo substancji aktywnych.
 
Puder rozrobiony z wodą, najlepiej przegotowaną lub mineralną, nadaje się idealnie do pielęgnacji skóry trądzikowej, lub skóry głowy, jeśli naszym problemem jest łupież.

Neem wykazuje silne działanie oczyszczające, przeciwbakteryjne, przeciwgrzybiczne.

Zawartość pudełka prezentuje się tak:




Wewnątrz saszetki znajdziemy zielony proszek o intensywnym ziołowym zapachu:






Proszek rozrabia się z wodą całkiem nieźle, jednak odrobinę dłużej niż np. glinka.
Powstała papka ma rzadką konsystencję, którą łatwo można nałożyć na skórę twarzy, ze skórą głowy nie próbowałam.
Trzeba uważać, żeby nie nałożyć zbyt blisko ust, ponieważ puder ma potwornie gorzki posmak;)

Po 15-20 minutach  zaschniętą maskę możemy spłukać wodą np. przy użyciu wacików- najpierw ciepłą, następnie zimną. Waciki znacznie ułatwiają "zeskrobanie" zaschniętej papki;)
Nie mam wrażliwej skóry, ale bezpośrednio po zmyciu maski moja twarz jest zawsze lekko zaczerwieniona i rozgrzana, a bywa, że i lekko swędząca, co jednak znika po zastosowaniu kremu. Najważniejsze jednak, że przy stosowaniu raz lub dwa w tygodniu efekty potrafią być rewelacyjne, ponieważ:

- pory są bardzo oczyszczone
- twarz sprawia wrażenie gładszej, pozbawionej nierówności
- niedoskonałości są lekko podsuszone i szybko znikają
- cera zdecydowanie mniej się przetłuszcza

Moim zdaniem działanie jest zdecydowanie silniejsze i bardziej długotrwałe, niż w przypadku glinek, czy innych maseczek oczyszczających, ale dla superwrażliwców może być zbyt mocne.
Jestem jednak niemal pewna, że osoby borykające się z zanieczyszczoną cerą będą z pudru neem zadowolone.
Korci mnie, żeby wykorzystać go w jakiś domowych recepturach, może dosypię proszku do toniku?



  W sklepach można dostać też olej neem o silnym działaniu bakteriobójczym, który testowałam jakiś czas temu, jednak jego zapach niezwykle mocny i trudny do wytrzymania. Przypominał pudełko chińszczyzny na wynos;) Dla chętnych dostępny jest w sklepie calaya.pl


Znacie Neem? Polecacie coś jeszcze firmy  Hesh?

Pozdrowienia!


wtorek, 11 lutego 2014

Odkrycie roku 2013, czyli ROSYJSKIE KOSMETYKI


Witajcie,

  Ostatnio trochę milczałam, parę osób ode mnie w tym czasie uciekło, a po głowie chodzi mi drugi blog, który będzie na pewno częściej aktualizowany. Będzie to strona z prezentacją moich prac z kategorii "rękodzieło", może komuś z Was wyda się interesująca :). Jak już ruszy- zostawię ślad i na tym blogu do wiadomości wszystkich ciekawych.

  A dzisiaj chciałabym namówić tych, którzy jeszcze nie mieli ku temu okazji, na rozpoczęcie przygody z rosyjskimi kosmetykami, o których można od dawna poczytać na rożnych blogach i forach. Coraz więcej sklepów ma je również w swojej ofercie, z czego bardzo się cieszę.




  Wprawdzie kosmetyków rosyjskich marek zaczęłam używać już w 2012 roku, ale wtedy dopiero się z nimi zapoznawałam. W ubiegłym roku polubiłam się z nimi na dobre:)

Nie wszystkie opakowania na zdjęciach są pełne, niektóre to produkty już zużyte. Testowałam tez inne, ale puste pojemniczki zostały już wyrzucone i nie mogłam zaprezentować ich na zdjęciu.

  Muszę przyznać, że wszystkie kosmetyki, których używałam były NAPRAWDĘ DOBRE. Nie brakuje wśród nich produktów BARDZO DOBRYCH i tych, które być może mnie nie zachwyciły, ale spisywały się na tyle, że zużyłam je do końca bez żadnego marudzenia.

Dlaczego namawiam wszystkich do zapoznania się z tym, co rosyjskie firmy kosmetyczne mają nam do zaproponowania?

Ponieważ rzadko zdarza się, że w rozsądnej cenie znajdujemy coś, o naprawdę dobrym i naturalnym składzie, co nie wyrządzi nam krzywdy:) Dodatkowo pojemności są bardzo duże, czasem to 400/500 ml. Często dochodzą do tego koszty wysyłki, ale nie są one bardzo wysokie, polecam też zamawianie w kilka osób.
Stacjonarnie niektóre rosyjskie kosmetyki można dostać w Warszawie w sklepiku na dworcu Śródmieście.

W sieci np: http://triny.pl/     http://kalina-sklep.pl/kalina/SKLEP14/   http://www.zielarnia24.pl/  http://www.bioarp.pl/

Do tej pory testowałam przede wszystkim szampony i odżywki. Ze wszystkich byłam zadowolona.

O jednym szamponie pisałam już wcześniej- szampon dodający objętości Baikal Herbals: klik

  Dla suchych i normalnych włosów do częstego stosowania mogę polecić szampon z serii Eco Hysteria- mega odżywienie.


  Za butlę 500 ml przyjdzie nam zapłacić nieco ponad 20 zł. Ja dostałam resztkę szamponu od przyjaciółki do przetestowania i niezwykle mi się spodobał, szczególnie na okres zimowy. Jest niezwykle przyjemny i łagodny. Skład krótki i porządny, z dodatkiem oleju makadamia, awokado, masłem shea etc.


Jestem teraz w trakcie stosowania popularnego neutralnego szamponu z serii Natura Siberica.


 400 ml kosztuje ok. 19,90 zł. Skład również bardzo przyjemny. Myślę, że każdy typ włosów powinien się  z nim polubić. Włosy nie są po użyciu ani splatane, ani obciążone.

 W obu przypadkach brak podrażnienia skóry głowy, czy wysuszenia pasm włosów, jak przy niektórych szamponach z mocniejszą kompozycją detergentów. Jestem wręcz zaskoczona, że można mieć włosy naprawdę czyste, a przy okazji nie skołtunione. Nawet przed zastosowaniem odżywki ten przyjemny efekt jest odczuwalny:)

Muszę jednak przyznać, że recenzowany wcześniej szampon Baikal Herbals spodobał mi się jak na razie najbardziej. Mocniej odbija włosy od nasady, testowałam go także pod kątem zmywania olejów i nie zawiódł mnie:)

Wybór szamponów, balsamów, masek jest jednak ogromny i chyba każdy znajdzie coś dla siebie.
Nie brakuje też kremów do twarzy, pod oczy, do ciała i różnych rodzajów serum. Wszystko w dobrych cenach i nierzadko w ładnych opakowaniach:) Nadają się prezent!

Jeśli znacie rosyjskie kosmetyki- co byście poleciły?
Chcecie poczytać o odżywkach?

Jeśli nie znacie- spróbujecie? spróbujcie!:)

Ciepłe pozdrowienia




wtorek, 14 stycznia 2014

Garść nowości!

Hej!

Miło mi będzie podzielić się z Wami garścią nowości, które otrzymałam od bliskich mi osób w przeciągu ostatnich kilku miesięcy:). O kilku rzeczach, widzę już teraz, zapomniałam, ale na pewno wspomnę o nich następnym razem.

Na początku rzut oka na nowości do pielęgnacji ciała:



Tak się akurat złożyło, ze wszystkie kosmetyki do ciała, które tutaj pokażę, mają zapachy przywodzące na myśl różne słodkości;)

Duża butla firmy Luksja to popularny od jakiegoś czasu płyn do kąpieli o niesamowitym zapachu gofrów z karmelem. Co prawda, nie korzystam z kąpieli w wannie, ale kosmetyk został mi podarowany aby mnie do tej przyjemności przekonać;) nie miałam jeszcze okazji testować go w ten sposób, ale jako żel do mycia jest bardzo fajny, przede wszystkim dzięki obłędnemu zapachowi, który poprawia nastrój. Dobrze się pieni i nie wysuszył mi skóry, co mnie zaskoczyło na plus.

Kolejna buteleczka to balsam do ciała Soraya o czekoladowym zapachu. Pachnie dość przyjemnie, trochę budyniowo, smaruję nim głównie dłonie na szybko po umyciu. Niestety nie nawilża oraz nie natłuszcza mojej nawet w najmniejszym stopniu.

Masło do ciała z The Body Shop z serii Honeymania bardzo przypadło mi do gustu, podobnie jak inne masła tej firmy. Post TUTAJ. W składzie mamy przede wszystkim masło kakaowe, masło shea, jest też wosk pszczeli. Bardzo dobrze się wchłania, czuć przyjemne nawilżenie, a zapach jest wyraźnie kwiatowy (niech będzie, że to miód wielokwiatowy;) ). Moja skóra nie wymaga nakładania balsamu, czy kremu po każdym myciu, jednak zimą potrafi się przesuszać, a to masło dobrze się w takich chwilach sprawdza. Lubię go używać, mimo że sama czynność smarowania ciała jakimkolwiek balsamem to dla mnie nuda i udręka;)

Na koniec tej kategorii zostawiłam otulający scrub do ciała z Pat&Rub, który marzył mi się juz od bardzo dawna. Mam wielką przyjemność z używania tego produktu, jednak jego właściwości ścierające są dość kiepskie. Drobinki cukru bardzo szybko się rozpuszczają, podczas nakładania czuć przede wszystkim kompozycję olejów.


Nie polecam go osobom, które poszukują silnego zdzieraka oraz tym, którym przeszkadza wyczuwalny film na ciele. Skóra po jego zastosowaniu jest po prostu tłusta jak po bogatej oliwce. Ja za tym efektem przepadam, bo kiedy czuję lekkie przesuszenie używam go jak "balsamu pod prysznic" i na kilka dni mam całkowity spokój. Pachnie ciepło i przyjemnie, skład jest świetny (masło shea, oliwa, babasu itd.), ale żaden tam z niego "scrub" ;)

 Pozostał szybki rzut oka na kolorówkę:




Kto by się spodziewał tutaj bazy silikonowej pod makijaż Sephora?:) Przemogłam się parę razy, bo ostatnio kilka okazji wymagało długotrwałego makijażu, więc użyłam i przeżyłam ;) Skóra była bardzo ładnie wygładzona, minerały nakładały się bezproblemowo. Krzywdy mi nie wyrządziła, poza jednym razem, kiedy twarz mi się spociła i czułam pod taką "maską" straszny dyskomfort, jak to bywa u mnie z kosmetykami z dużą zawartością silikonów.

Lakiery- pierwszy to maluch z MUA w odcieniu koralowego różu. Piękny, żywy kolor i naprawdę fajny lakier!:)
Drugi to słynny Baltic Sand z Lovely, czyli brokatowy lakier o piaskowej fakturze. Robi efekt WOW, nie jestem tylko przekonana do tego konkretnego koloru, myślę, że pasowałby mi bardziej w odcieniach złota:)

Cień w kremie Maybelline color tatoo, odcień On The Bronze. Baaardzo chciałam go mieć, bo uwielbiam takie kolory. Ten jest naprawdę fenomenalny, zobaczcie sami:


Pięknie połyskuje. Można go nosić solo, co często ostatnio robię, można nałożyć jako bazę pod inne cienie. Fajna rzecz na wyjazdy. Z trwałością u mnie różnie, zależy od dnia- jednego trzyma się dobrze cały dzień, innego potrafi się delikatnie zrolować, jednak nigdy w taki sposób, by bardzo rzucało się to w oczy.

 
Na koniec zostawiłam paletkę, która już po otwarciu podbiła moje serce, przede wszystkim ze względu na kolorystykę. Przedstawiam Wam paletkę do makijażu ust firmy Sleek, (nazwa palety to siren) :




Jestem wprost zachwycona doborem kolorów! Są tez inne zestawy, które mogą zainteresować inne typy urody.
Tutaj śmiało mogę powiedzieć, że wszystkich odcieni będę używała z przyjemnością! 3 kolory dają raczej matowe wykończenie, tylko mocna czerwień jest bardziej w typie kremowej pomadki. Na razie mogę powiedzieć, że oprócz niesamowitej pigmentacji cechują się świetną trwałością:)


Czy coś zaciekawiło Was szczególnie? a może już znacie te kosmetyki? Napiszcie:)!


niedziela, 5 stycznia 2014

Ulubieńcy grudnia!

Cześć,

Mam nadzieję, że ostatnie dni roku upłynęły Wam w fajnej atmosferze, a Wasz Sylwester był równie udany, jak mój sylwestrowy wieczór:)
  Jeszcze nie zdecydowałam, czy powstanie post na temat faworytów roku 2013, póki co prezentuję Wam kosmetyki, którymi zachwycałam się w minionym miesiącu:)
Zapraszam!


  Jak widzicie, wśród moich ulubieńców znalazła się, zapewne wszystkim dobrze znana, ciekawostka do włosów, a mianowicie suchy szampon Batiste. Poznałam go dopiero w listopadzie, bo właśnie wtedy otrzymałam go w prezencie urodzinowym i teraz wiem, że to był strzał w 10!

  Moja wersja- "tropical" zawiera w sobie kokosowe nuty. Zauważyłam, że zapach utrzymuje się na włosach dość długo po zastosowaniu produktu. A jak go stosować?
Jeśli czujemy potrzebę odświeżenia fryzury, wystarczy jedynie spryskać włosy u nasady, lekko wyczesać/wmasować biały nalot i... gotowe!
Ostatnio mam problem z przetłuszczającymi się włosami przy skórze głowy z uwagi na sezon grzewczy i regularne noszenie czapki. Już na drugi dzień po myciu włosy nie wyglądają dobrze. Batiste okazał się "wybawieniem". Działa fenomenalnie w takich kryzysowych sytuacjach, włosy wyglądają właściwie na świeżo umyte;) Znacznie lepiej sobie radzi niż np. talk dla dzieci, którego miałam w zwyczaju używać wcześniej. Skład zapewne nie jest idealny, zbyt częste stosowanie pewnie może włosy wysuszyć, ale jeśli dotyczy Was problem przetłuszczającej się czupryny- polecam!

Batiste możecie kupić w sieci drogerii Hebe, lub w Internecie. Do wyboru jest kilka wersji zapachowych, a także opcja do włosów ciemnych.

  Na drugi rzut idzie antyperspirant Floslek.

 Skończył mi się mój naturalny dezodorant Sanoflore- do recenzji odsyłam  TUTAJ i szukałam czegoś nowego, aby nie przyzwyczaić się za bardzo do jednego kosmetyku. Padło na łagodny antyperspirant, który przy okazji zakupów w aptece DOZ (Dbam o Zdrowie) zamówiłam w ciemno. Cena wyniosła niecałe 12 zł, w składzie brak parabenów i alkoholu.
Jestem z niego baaardzo zadowolona. Z czystym sumieniem go polecam, ponieważ jest TANI, ŁAGODNY i naprawdę SKUTECZNY! Do tego ma bardzo fajny zapach i NIE BRUDZI ubrań:)!


 Następni w kolejności będą ulubieńcy do makijażu oka: czarny płynny eyeliner i cielista kredka na linię wodną. Zacznę od tej drugiej:

Catrice made to stay inside eye to dla mnie jak na razie najlepsza kredka na linię wodną. Jest wręcz stworzona do malowania tego miejsca ;)


Oczywiście lekko "otwiera" oko i "odświeża" spojrzenie, ale przede wszystkim utrzymuje się niesamowicie długo. Do tego jest tania, bo kosztuje około 12 zł.  Kolor jest według mnie okej, u mnie wypada naturalnie.
 Kolor jest według mnie okej, u mnie wypada naturalnie.Myślę, że pokażę ją Wam kiedyś na oku, jeśli ktoś wyrazi chęć:) 


  Eyeliner z serii HYPOAllergenic marki Bell kosztował mnie również ok. 12 zł. Do wyboru była wersja brązowa i czarna.
 Tusz ma wyrazisty czarny kolor, jest poręczny, bo aplikator to forma gąbeczki.Zazwyczaj  rzadko maluję kreski na powiece, ale grudzień jakoś sprzyjał mocniejszym makijażom i chętnie używałam tego eyelinera na co dzień. Sam z siebie jest dość trwały, jednak w kontakcie z wodą szybko się rozmazuje i spływa.
Rzeczywiście nie podrażnia oczu. Dobry polski kosmetyk jednej z moich ulubionych firm:)!
Seria zawiera również kredki i tusz do rzęs.

W grudniu było parę takich okazji, kiedy można było poszaleć z makijażem, a mi wtedy towarzyszyły naturalne rzęsy Red Cherry w duecie z klejem duo (do zakupienia w Inglocie)
 Przedstawiam Wam model, który sprawdza się u mnie najlepiej ostatnimi czasy:

747U





Rzęsy kupiłam w sklepie kosmetyki-mineralne za ok. 19 zł. Jest ich tam ogromny wybór!
  747 U są dość krótkie i o równomiernej gęstości przez co wyglądają naturalnie, mają tez przezroczysty pasek, więc są lekkie i prezentują się "lekko", bo nie trzeba ich obecności tak bardzo maskować. Te konkretne odrobinkę przycięłam w wewnętrznym kąciku i nosiłam już 3 razy. Moim zdaniem nie wyglądają na zniszczone.
Po każdym użyciu delikatnie zdejmuję z nich zaschnięty klej, który staje się lekko gumowy, więc bardzo łatwo można go ściągnąć dosłownie jednym ruchem. Ostatnio nakładam rzęsy przed tuszowaniem swoich, dlatego po zdjęciu muszę te sztuczne lekko wyczyścić mleczkiem do demakijażu z resztek maskary. Myślę, że jeszcze je kupię:)!



  Na koniec róż, który gościł na moich policzkach najczęściej w tm miesiącu, czyli Annabelle Minerals w odcieniu CORAL:)




 Czy taki z niego koral to nie wiem, wygląda raczej jak brudny róż, który przywodzi na myśl siniaka;) Mimo wszystko bardzo dobrze współgra z moją ciepłą cerą, policzki są fajnie podkreślone, a efekt jest niezwykle trwały- dlatego polecam zakup próbki tego kosmetyku, bo nie dość, że fajny z niego róż to  dodatkowo starcza na baaaardzo długo:)

 Podzielcie się swoją opinią, jeżeli znacie te produkty. Napiszcie też, jeśli któryś z nich szczególnie Was zainteresował:)


Jak tam Wasi faworyci grudnia?



Następnym razem zapraszam na noworoczny przegląd moich nowości:)


Pozdrowienia!