Jeszcze rok temu zmagałam się z licznymi niedoskonałościami skóry- zaskórnikami i przebarwieniami. Niestety proponowane przez dermatologa maści nie dawały zadowalających rezultatów, więc postanowiłam spróbować czegoś innego. Stopniowo zaczęłam zmieniać swoją pielęgnację na bardziej naturalną i po kilku miesiącach widać pierwsze zmiany na lepsze:) Opowiem Wam dzisiaj, jak wygląda moja pielęgnacja na dzień dzisiejszy i co pomaga mi w zwalczaniu moich problemów. Nie znaczy to jednak, że mam w tej chwili cerę idealną i bez skazy, ale ponieważ nastąpiła u mnie wyraźna poprawa, liczę na to, że również dla kogoś z Was ten post okaże się przydatny:).
Z tego co zaobserwowałam wynika, że za zmianą mojej skóry na lepsze stoi w głównej mierze regularne i jednocześnie delikatne
złuszczanie. Poniżej szczegóły:D .
Rano: oczyszczanie mlekiem
http://tinytun.blogspot.com/2011/10/mleko-nie-tylko-do-picia.html
Wieczorem, co 2-3 dni: serum z kwasem migdałowym, które zakupiłam na Biochemii Urody (28, 50 zł)
Raz na tydzień/ raz na 2 tygodnie: peeling mechaniczny z popiołu wulkanicznego ze sklepu naturalne piękno
http://tinytun.blogspot.com/2011/10/hit-popio-wulkaniczny.html
Dzięki tym zabiegom i kosmetykom moja skóra twarzy stała się gładsza, a przebarwienia mniej widoczne:)
Przy złuszczaniu skóry kwasami należy pamiętać o codziennym stosowaniu kremu z wysokim filtrem !
Zmiana sposobu
oczyszczania skóry również dała świetne wyniki, szczególnie mycie twarzy mieszanką olejową!:)
Rano: jak już wspominałam- mleko (czasem hydrolat lub woda termalna)
Wieczorem: OCM- oil cleansing method
http://tinytun.blogspot.com/2011/10/metoda-oczyszczania-skory-olajami-oil.html
Dzięki takiemu oczyszczaniu moja skóra zdecydowanie "uspokoiła" się i ma bardziej wrównany koloryt.
Znalazłam także idealnie dopasowany do mojej skóry
"preparat" nawilżający :D Jest nim najzwyklejszy olej kokosowy. U mnie sprawdza się rewelacyjnie w kwestii nawilżania, a przy okazji szybko się wchłania, nie pozostawiając nieprzyjemnego wrażenia tłustej twarzy. Właściwie skóra wygląda zdrowiej i bardziej promiennie od razu po posmarowaniu olejkiem! Olej kokosowy działa również antybakteryjnie. Znajdziecie go w wielu sklepach ze zdrową żywnością, w "Kuchniach świata" oraz w Internecie. Przypominam, że nadaje się również do smażenia, a nawet do demakijażu oczu:) !
Olej kokosowy stosuję w roli kremu, na zmianę z "mazidłem" własnej roboty, którego głównym składnikiem jest olej tamanu. Tamanu ma świetne działanie regeneracyjne: w szybkim tempie redukuje blizny oraz przebarwienia. Swój olejek kupuję na Biochemii Urody oczywiście:) 15 ml kosztuje 9, 80 zł.
Poza tym wszystkim, nie zapominam o
codziennym nakładaniu filtra, chroniącego przed szkodliwm promieniowaniem. Tę czynność wykonuję już po posmarowaniu twarzy olejkiem lub kremem. Anthelios AC firmy La Roche Posay ( faktor 30 ) przypadł mi do gustu od pierwszego użycia. Krem poznałam dzięki przyjaciółce, która podarowała mi dwie próbki tego kosmetku:) Anthelios szybko się wchłania, nie powoduje u mnie podrażnień i jest bardzo wydajny. Stosowanie filtra jest dla mnie koniecznością ze względu na to, że promieniowanie słoneczne nie tylko może powodować szybsze starzenie się skóry, ale również utrwala powstałe na niej przebarwienia!
I na koniec dodam, żę wierzę w moc
maseczek :D. Czasami używam takich, które można kupić w każdej drogerii, ale najczęściej przygotowuję je sobie sama z tego co mam w domu, czyli z glinek, różnych owoców, miodu itp. Staram się nakładać maseczki 2 razy w tygodniu, bo uważam, że ich sekret tkwi w systematyczności stosowania:)
A już zupełnie na sam koniec dorzucę słówko o tym, że w walce o ładną skórę warto działać również od środka. Ze swojej strony mogę polecić picie
siemienia lnianego, które jest niesamowicie zdrowe i spożywane regularnie pomaga na przykład w problemach z przesuszoną skórą. Na temat siemienia i jego dobroczynnych właściwości można poczytać w Internecie, znajdziecie naprawdę całe mnóstwo informacji! To prawdziwy skarb!:) Siemię można kupić w postaci zmielonej (np. w aptece) lub po prostu w postaci całych nasionek lnu. Ja kupuję nasiona, które rozdrabniam w młynku do kawy, tuż przed przygotowaniem do picia. Solidną łyżkę zmielonego siemienia zalewam gorącą wodą i gotowe:) Staram się pić tę miksturę codziennie i bardzo lubię jej smak, ale czasem, dla urozmaicenia, dodaję do niej soku malinowego :)
Nie twierdzę, że jest to perfekcyjny plan na całe życie, lubię próbować wielu rzeczy, więc pewnie czasem będę dokonywać w nim drobnych zmian, ale zdecydowanie taka pielęgnacja mi służy.
Uff, to chyba wszystko, o czym chciałam napisać, serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy wytrwali w czytaniu tego wpisu do końca!:)
Chętnie poczytam o Waszych sposobach na ładną cerę:)