środa, 28 listopada 2012

Olej kokosowy vs. masło jojoba (pielęgnacja twarzy)

Czeeeeść!

   Jak wiecie, jestem wielką zwolenniczką pielęgnowania skóry olejami oraz masłami. Uważam też, że osoby z tłustą cerą nie powinny się ich bać i najlepsze co mogą zrobić to wypróbowanie działania kilku wybranych na własnej skórze.
Oczywiście ja sama nie używam tylko i wyłącznie takich produktów, ale w moim przypadku sprawdzają się bardzo dobrze jako uzupełnienie pielęgnacyjnych zabiegów. Po prostu lubię smarować się nimi na zmianę z kremami:) Zauważyłam też, że służą mi wszelkie kosmetyki, których bazą jest np. olej kokosowy.

Moimi ulubieńcami są od jakiegoś czasu właśnie olej kokosowy i masło jojoba, ale od niedawna także olej z owoców dzikiej róży. Do zadań specjalnych genialnie spisuje się u mnie olej tamanu. Pisałam o nim TUTAJ .

Dzisiaj krótko porównam działanie jojoby i kokosa na moją cerę.

Przede wszystkim chciałabym wspomnieć o tym, że żaden z nich nie zatyka u mnie porów, choć olej kokosowy zasłynął na wielu blogach jako komedogenny. Ja używam go od dawna, zaczęłam jeszcze zanim dowiedziałam się, że stosowanie go może mieć takie skutki. Okazuje się jednak, że...u mnie zapychania brak, a uwierzcie, że jestem na to podatna:)

góra: masło jojoba
dół: olej kokosowy
Na pierwszy rzut oka widać, że różnią się konsystencją. Masło jojoba jest bardziej kremowe, olej kokosowy lekko grudkowaty i topi się w kontakcie ze skórą. Jeśli przechowujemy go w lodówce, przybiera postać całkowicie stałą, natomiast pod wpływem ciepła od razu się rozpuszcza.

Nawilżenie i odżywienie:

Myślę, że to masło jojoba działa bardziej dogłębnie- komfort miękkiej i nawilżonej skóry odczuwalny jest dłużej. W przypadku kokosa odnoszę wrażenie, że działa bardziej... hmm...powierzchniowo?

Podrażnienia, wypryski:

W kwestii kojenia podrażnień (np. podepilacyjnych) i stanów alergicznych wygrywa jojoba, ale trzeba zaaplikować ją kilka razy i to najlepiej na wieczór.
W gojeniu samych wyprysków nie radzi sobie u mnie już tak dobrze, ale to kokos jest specjalistą w tej dziedzinie:) Po nim niespodzianki szybciej się goją i znikają, ale co w nim lubię najbardziej to fakt, że wyrównuje koloryt mojej cery niemal natychmiast po nałożeniu. To efekt podobny do pomaseczkowego. Mam wrażenie, że wszystkie przebarwienia od razu przygasają i twarz wygląda znacznie lepiej i jest taka rozświetlona.
Jojoba potrzebuje całej nocy, żeby zapracować na taki widoczny rezultat;)

Wchłanianie i aplikacja:

Hmm, tu miałam problem ze stwierdzeniem. Jojobę trudniej wsmarować w mniejszej ilości, jest też dłużej wyczuwalna na skórze, ale za to regularnie stosowana potrafi ograniczyć wydzielanie sebum. Łatwiej jest, moim zdaniem, kontrolować nakładaną ilość w przypadku oleju kokosowego i to chyba on szybciej się w skórę wchłania. Moja jednak nie błyszczy się specjalnie po żadnym z nich.

Współpraca z minerałami:

Masło jojoba świetnie nadaje się do mieszania z sypkim podkładem lub różem- wychodzą z takiego połączenia bardzo ciekawe kremowe kosmetyki. Kokos, z racji konsystencji, radzi sobie tutaj nieco gorzej.
W roli bazy nakładanej pod minerały oba specyfiki wypadają rewelacyjnie! Wszystko pięknie stapia się ze skórą.

Podsumowując, masło jojoba chętniej stosuję na noc, a olej kokosowy częściej włączam do porannej pielęgnacji.
Ocenę tego, który z nich lepiej sprawdzi się u Was, pozostawiam oczywiście Wam:)
Jeśli nie miałyście jeszcze okazji przetestować na swojej cerze działania żadnego oleju lub masła to gorąco Was do tego zachęcam. W razie porażki zawsze możecie wykorzystać go do pielęgnacji ciała, włosów lub dłoni, a na oleju kokosowym możecie  nawet usmażyć placki:)

Czekam na realcje z Waszych olejowych eksperymentów w pielęgnacji twarzy!


piątek, 23 listopada 2012

Masło jojoba z Biochemii Urody - przyjaciel skóry tłustej i podrażnionej :)


Witajcie:)

  Chciałabym Wam w tym poście przedstawić ulubione masło, które od jakiegoś czasu stale gości w mojej kosmetyczce i które kupuję regularnie w sklepie Biochemia Urody .


50 g produktu
cena: 16,90 zł

To było chyba pierwsze masło, jakie przetestowałam i jest zdecydowanie najlepsze z tych, które znam (shea, cupuacu, kakaowe)
Jest też bardzo uniwersalnym kosmetykiem, jak zresztą większość produktów tego typu. Idealnie nadaje się do pielęgnacji zarówno skóry tłustej, jak i suchej oraz do włosów.

Nigdy nie miałam okazji używać czystego oleju jojoba, znam tylko to masło, którego nie spotkałam w sprzedaży w żadnym innym sklepie. A czym się różni olej od masła?
Powyższe masło to mieszanina zimnotłoczonego oleju z ziaren krzewu jojoba z innym utwardzonym olejem roślinnym. Dzięki temu konsystencja produktu jest bardzo kremowa i przyjemna:


Jak można stosować masło jojoba:

* na skórę twarzy zamiast kremu np. co kilka dni lub codziennie na noc, cienką warstwą nawet na dzień
* na okolice oczu
* do smarowania rąk, stóp i ust, najlepiej przed snem
* na skórę głowy przed myciem, na końcówki włosów po umyciu
* na okolice podrażnione, np. po depilacji, przez stany alergiczne itp.
* jako baza pod minerały- świetnie się "przyczepiają do skóry", mamy wówczas zapewnioną kremową konsystencję i satynowe wykończenie
* do mieszania z kosmetykami mineralnymi przed nałożeniem na twarz- mamy porcję podkładu w kremie:)
* można też go dodać odrobinę do jednorazowej porcji balsamu do ciała

Jakie ma działanie:

* odżywiające
* nawilżające
* zmiękczające
* łagodzące
* regulujące wydzielanie sebum (skóra twarzy i skóra głowy)
* chroni przed utartą wody

czyli wszystko, co najlepsze!

Jeszcze mały komentarz i moje obserwacje :) :

Aż trudno uwierzyć, że z tego jednego masła będą zadowolone cery suche i tłuste zarazem, ale rzeczywiście tak jest- produkt świetnie odżywia przesuszoną skórę, a jednocześnie minimalizuje ryzyko jej przetłuszczania.W ogóle nie zatyka porów, po aplikacji odczuwa się niesamowity komfort głęboko nawilżonej i baaardzo miękkiej cery (prawdziwie otulająca kołderka!) :)
Mimo maślanej konsystencji, po posmarowaniu skóry tym masłem, twarz nie błyszczy się jak szalona, a efekt jest raczej lekko satynowy, więc wiele osób może być zadowolonych z używania go w roli kremu na dzień. Nieprzekonanym oraz osobom z wyjątkowo tłustą cerą polecam stosować je co 2 dzień na noc. Rano skóra jest miękka, matowa, wygląda na idealnie wypoczętą, czerwone miejsca są przygaszone:)
Nie znam także lepszego "kompresu" na skórę podrażnioną po depilacji. Bezpośrednio po niej wsmarowuję w skórę warstewkę masła jojoba i idę spać, a następnego dnia nie ma nawet śladu po tym zabiegu! Jeśli znacie problem czerwonych plamek po usuwaniu włosków- masło jojoba jest dla Was:)
Jeśli dopada mnie uczulenie to jojoba także mnie ratuje. Po dwóch aplikacjach właściwie nie widać problemu- z pewnością działa u mnie lepiej niż alantan.

Razem z olejem kokosowym stanowią dla mnie podstawę zakupów z BU. Oba produkty chętnie stosuję na twarz i pod minerały- świetnie się sprawdzają przy mojej kapryśnej cerze. Chyba nawet pokuszę się o porównanie ich działania:)!

Znacie  to masło? A może stosujecie olej jojoba? Podzielcie się Waszymi ulubionymi olejami!

p.s- Jojoba (czyt. żożoba lub hohoba)- jak Wy czytacie tę nazwę? :)

Pozdrawiam Was!


wtorek, 13 listopada 2012

TAG z 11 pytaniami - Liebster Blog TAG






Otagowana zostałam przez właścicielkę najpiękniejszych, moim zdaniem, włosów w blogosferze- Joannę z face hair body care Dziękuję:)

Włosy obczajcie tutaj !

Poniżej wklejam zasady Tag-u, ale od razu powiem, że przymykam na nie oko ;)

 Zasady TAG-u: Wyróżnienie Liebster Blog otrzymywane jest od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawane dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób (informuje je o tym wyróżnieniu) i zadaje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.


Pozwolę sobie zaprosić do zabawy: karinam6 z bloga Biochemia kosmetyczna , Karolę z kosmetycznie i nie tylko di z flow , Coconut Lime , milly z trasa warszawa-kraków , Szarooką , oraz Italianę

A teraz moje odpowiedzi na komplet pytań, które przygotowała Joanna:)

1. Jaki jest Twój ulubiony kosmetyk do pielęgnacji twarzy? (może być zarówno krem, ale także tonik, płyn do demakijażu etc.)

Najbardziej lubię używać różnego rodzaju serum - jedno z moich ulubionych to serum z kwasem migdałowym 10% z Biochemii Urody.

2. Ile miałaś lat, gdy zaczęłaś się malować i od używania jakiego kosmetyku zaczęłaś?

 Zaczęłam na pewno od tuszu do rzęs. Pierwsze opakowanie miałam w wieku 14-15 lat, ale tak naprawdę zaczęłam regularnie malować rzęsy dopiero kilka lat później.

3. Czy uważasz, że kobieta bez makijażu to kobieta nieatrakcyjna?
Nie, widuję masę dziewczyn, które bez makijażu wyglądają fantastycznie.Wiele modelek podoba mi się własnie bez make up'u, kiedy oglądam w Internecie ich zdjęcia spoza wybiegu.

4. Co w Twoim wyglądzie uważasz za swój największy atut?

 Mimo opadającej powieki- oczy. Niewiele im trzeba, żeby wyglądały jak powiększone za pomocą circle lenses itp. ;)

5. Czy zwracasz uwagę na skład kosmetyku? Do jakiego stopnia?

 Owszem, ale nie popadam w paranoję. Chcę tylko wiedzieć, co kupuję i czy dany kosmetyk będzie mi bardziej pomagał, czy szkodził:)

6. Gdy musisz się pomalować w 5 minut, po jaki kosmetyk sięgasz?

odrobina podkładu mineralnego/ krem tonujący, tusz i róż :) Ewentualnie zamiast tuszu- coś do podkreślenia brwi

7. Oglądasz seriale? Który jest Twoim ulubionym?

 Oglądam i to całkiem sporo- nie będę udawać, że nie;) "Seks w wielkim mieście" bije jednak wszystkie inne na głowę. Z polskich- "Na dobre i na złe".

8. Gdybyś miała nieograniczony zasób pieniędzy do wydania na wakacyjny wyjazd - jakie miejsce byś odwiedziła?

 Hmmm.... Mam masę planów i pomysłów, ale gdybym nie musiała się finansowo ograniczać jako pierwszy cel podróży obrałabym najprawdopodobniej Peru.

9. Co jest dla Ciebie najbardziej odprężające?

 Bez dwóch zdań- spotkania i wyjazdy z przyjaciółkami. Przy nich nabieram dystansu do wszystkiego, a ze śmiechu boli mnie czasem brzuch:)

10. Jakiej czynności domowej nienawidzisz ze szczerego serca? (prasowanie, odkurzanie itp.)

 Prasowanie potrafi mnie przerosnąć- chyba po prostu nie umiem tego dobrze robić:D

11. Której cechy swojego charakteru nie lubisz najbardziej?

Jestem bardzo nerwowa i łatwo ulegam emocjom. Zbyt łatwo... :)





Moja porcja pytań do WAS. Jeśli nie macie bloga- śmiało, odpowiadajcie w komentarzach, jestem bardzo ciekawa!:) :





1. Film do którego wracasz, bo wywołuje na Twojej twarzy uśmiech?


2. Twój ulubiony zapach- mogą być perfumy, zapach konkretnego kwiatu, ciasta itp.?


3. Jakie miejsce w Polsce chciałabyś odwiedzić, a jeszcze nie miałaś okazji?


4. Kolor w makijażu- na co dzień, tylko od święta, czy raczej w ogóle?


5. Jest jakaś książka, przez którą "zarwałaś noc"?


6. Idealne śniadanie to dla Ciebie...?


7. Jak wyglądałaby Twoja wymarzona sypialnia?


8. Czy jest jakiś kosmetyk, który chciałabyś wypróbować, ale cena skutecznie Cie odstrasza?


9. Jesteś typem skowronka, czy sowy?


10. Jak najczęściej spędzacie czas z przyjaciółmi?


11. Czy masz jakiś jeden sprawdzony kosmetyk do którego stale wracasz?

Pozdrawiam!

sobota, 10 listopada 2012

Notka urodzinowa:)


Dzień dobry! :)

    Jak już wiecie, tydzień temu obchodziłam swoje urodziny i dziś przygotowałam taki luźny wpis o tej tematyce. Może to się na początku wydać trochę dziwne, że chcę pokazać na blogu kilka prezentów, które otrzymałam, ale pomyślałam, że niektóre propozycje mogą być inspiracją także dla Was.

W końcu zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, być może ktoś szuka już jakiegoś pomysłu na podarunek? W każdym razie liczę na to, że odbierzecie tego posta pozytywnie:)!

   Zacznę od tego, co może być dla Was najbardziej interesujące, bo związne z tematyką bloga, czyli od kosmetyków. Byłam bardzo mile zaskoczona, kiedy mój starszy brat obdarował mnie magnetyczną kasetką cieni ArtDeco oraz Błyszczykiem z Bourjois!

  
Wiem, że miał kogoś do pomocy przy wyborze odcieni, więc jeśli to czytasz, Kochany Pomocniku- wiedz, że kolory są świetne i bardzo w moim stylu:) 
 
 
Otrzymałam komplet czterech cieni, raczej chłodnych w tonacji i muszę przyznać, że bardzo pasują do moich brązowych oczu. Idealny zestaw do dziennego jesienno-zimowego makijażu:)
 
na skórze prezentują się tak:
 
 
   Wydaje mi się, że taka magnetyczna kasetka jest rewelacyjnym pomysłem na prezent. Można komuś podarować paletkę z jednym wkładem, potem na kolejną okazję dokupić następny itp.
Bardzo łatwo się je wyjmuje i wkłada ponownie. Pojedyńcze cienie kupuje się z wygodną, plastikową osłonką:
 
 
Jestem właśnie w trakcie intensywnego testowania tych kosmetyków, ale mam bardzo pozytywne odczucia i za jakiś czas chciałabym napisać o nich coś więcej.
 
   Błyszczyk Bourjois eau de gloss w kolorze 17 rose vitamine okazał strzałem w dziesiątkę! Jest bardzo lekki na ustach i w ogóle go nie czuć. Trudno też sobie wyobrazić lepszy kolor do mojego typu urody:) To ciepły, koralowy róż ze złotawym połyskiem:
 
Bourjois- eau de gloss 17 rose vitamine
 
W następnej kolejności chciałabym pokazać Wam prezent od milly , z którą spędziłam fajny wieczór świętując urodziny w knajpce Babooshka:
 
 
To na pierwszym planie to zabawne skarpety z żabą, na drugim widać rzęsy Red Cherry (są fantastyczne!) oraz lip tint od Bell. O jednym i drugim na pewno napiszę na blogu. Póki co, również testuję.
Patrząc na resztę można by przypuszczać, że własnie skończyłam 15 lat, ale bez obaw- to po prostu symbole naszego dzieciństwa:) Wychowywałyśmy się razem i wszystkie wspomnienia z tego okresu mamy wspólne. Jajka Kinder to był nieodłączny element naszych pierwszych samodzielnych (bez rodziców) wypraw do sklepu:D Zobaczcie, jakie "cudeńko" znalazłam w tym urodzinowym:
 
 
Nasze zdobycze z tamtych lat to były między innymi słoniki "Elefantao" , rybki "Shalibaba" oraz oczywiście krokodyle i hipopotamy:)
 
Także Benjamin Blumchen był naszym przyjecielem z dziecięcych lat, ale nie chodzi mi w tym miejscu o popularną dobranockę, a o kasety magnetofonowe, których namiętnie słuchałyśmy. Więcej znajdziecie u milly w tym WPISIE . Kasety niestety gdzieś przepadły, ale po latach milly odnalazła nasze ulubione słuchowiska z tamtego czasu i sprezentowała mi w formie płytki:)!
 
  Być może to własnie Benjaminy zapoczątkowały moją późniejszą miłość do książek audio. Dziś już sobie nie wyobrażam jazdy zatłoczonym autobusem, sprzątania, czy spacerów z psem bez słuchania powieści:) Wiedzą o tym moi bliscy i w tym roku otrzymałam również wyjątkowy prezent od moich przyjaciółek, które... nagrały dla mnie samodzielnie płytkę z 12 różnymi (oj bardzo różnymi!) fragmentami książek i bajek! Nie pokażę Wam w tym miejscu zdjęcia, bo nie chcę tutaj wyskakiwać z nazwiskami, ale płytka jest zrobiona bardzo profesjonalnie- są wypisane tytuły, imiona i nazwiska moich kochanych lektorek oraz czas nagrania:D Dziewczyny przeczytały dla mnie między innymi fragmenty Pippi Pończoszanki, Gry o tron, Mikołajka oraz Kubusia Puchatka:)! Tego rodzaju prezenty to już taka nasza tradycja i Was także zachęcam do wykonywania podobnych dla Waszych bliskich!
Przy okazji dostałam od dziewczyn również rewelacyjną i bardzo dynamiczną grę Ligretto-  warto się nią zainteresować:)!
 
   Moja druga połówka również sprezentowała mi w tym roku coś z kategorii audio...
 
 
  Wszyscy, którzy mieli okazję słuchać "Narrenturm" Sapkowskiego w wykonaniu Polskiego Radio z pewnością, podobnie jak ja, niecierpliwie czekali na drugi tom - "Boży Bojownicy" w takim samym wydaniu. W nagraniu tych książek brało udział ponad stu znakomitych aktorów. Na płycie znajdziemy także muzykę i różne odgłosy w tle, na przykład stukot końskich kopyt, miejski gwar itp. Mistrzostwo!
 
Za Sapkowskim schowała się książka Macieja Frączyka, znanego w sieci jako Niekryty Krytyk. Tego Pana chyba nie trzeba nikomu przedstawiać:) Muszę się przyznać, że na początku humor Niekrytego do mnie nie trafiał, jednak teraz oglądamy go chętnie razem z chłopakiem i momentami śmiejemy się do rozpuku. "Zeznania Niekrytego Krytyka" to genialny prezent dla kogoś, kto lubi pooglądać youtubowy kanał Maćka:) Zerknijcie, jeśli jeszcze nie mieliście okazji go poznać!
 
Na sam koniec prezent-niespodzianka od rodziców:
 
 
Stepper skrętny z linkami do dodatkowych ćwiczeń na ręce. Jestem nim zachwycona!
 
 
 
To tyle na dziś, mam wielką nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć.
 
Napiszcie, jeśli znacie powyższe kosmetyki, książki etc. !
 
Macie jakieś prezenty od bliskich, które szczególnie utkwiły Wam w pamięci:)?
 
 

 
 
 



piątek, 2 listopada 2012

Ulubione w październiku 2012 :)


   Nadszedł czas na posta o faworytach października! Będzie to trójka zupełnie niekosmetycznych ulubieńców, więc zapraszam Was serdecznie, jeśli jesteście ciekawi:)!

   Zacznę od ulubionej październikowej herbaty. Jest nią czerwona Pu-Erh prasowana w kostki przypominające czekoladę:



Takie prasowanie herbaty to podobno jedna z tradycyjnych chińskich metod- poprawcie mnie, jeśli się mylę.
Przyznam, że piję sporo różnych herbat, a także yerba mate, ale ta konkretna czerwona w kostkach na pewno znajdzie się wśród moich ulubionych.Wcześniej zdarzało mi się kupować Pu-Erh z dodatkami, jednak teraz stwierdzam, że zdecydowanie najlepiej smakuje mi ona bez niczego, a już na pewno bez typowo słodkich aromatów, bo po prostu nie bardzo komponuje mi się takie połączenie.
Taką pojedynczą kostkę parzę w czajniczku około 4 minut i potem cały wypijam sama:D Susz można zalać powtórnie.
Pu-Erh ma niezwykle specyficzny smak, pachnie trochę jak skórzany rzemień, ale mi to akurat bardzo odpowiada. Odnoszę  wrażenie, że ten prasowaniec jest delikatniejszy w smaku, niż wersja sypano-liściasta.
Warto spróbować, szczególnie, że czerwona herbata świetnie reguluje przemianę materii, ale ma także szereg innych zdrowotnych właściwości!

    W tym miesiącu udało mi się przeczytać kilka ciekawych książek, ale nie chciałabym się za bardzo rozpisywać, dlatego wspomnę przede wszystkim o tej, która zrobiła na mnie największe wrażenie. Mowa o "Lalki w ogniu. Opowieści z Indii" Pauliny Wilk. Sięgnęłam po nią z polecenia przyjaciółki, która dobrze mnie i zna i zawsze wie, co mogłoby mi się spodobać:) Pozycie z literatury podróżniczej to jedne z moich ulubionych lektur, a jeśli są napisane przez polskich autorów to już w ogóle dla mnie pełnia szczęścia:)! Bardzo się cieszę, że udało mi się dorwać tę książkę w miejskiej bibliotece, chociaż musiałam odczekać swoje w kolejce.
To propozycja dla wszystkich, którzy są ciekawi świata i ludzi.

zdjęcie pochodzi ze strony Lubimy Czytać
 Książka podzielona jest na rozdziały, z których każdy opisuje inne zjawisko, charakterystyczne dla Indii. Jest więc rozdział poświęcony religijnym zwyczajom, relacjom rodzinnym a nawet dbaniu o higienę ludzi w kraju, w którym wciąż brakuje wody.
Na każdym kroku dostrzegamy kontrastowość tego niesamowitego miejsca, gdzie tradycja splata się z nowoczesnością, a sacrum miesza z profanum. Tak samo zmieniały się moje emocje podczas czytania- zachwyt momentalnie przechodził w zdumienie i niedowierzanie by znów przerodzić się w fascynację.
Do tego bogaty (a czasami nawet poetycki) język autorki sprawia, że książka nie przypomina zbioru reportaży, a raczej niesamowitą opowieść, która wciąga i czasami zupełnie nie pozwala się oderwać.
To opowieść nie o świecie bollywoodzkich produkcji filmowych, ale o tym, jak w Indiach toczy się życie, tak odmienne od naszego, oraz jak nauczyć się tę odmienność szanować i rozumieć.
Serdecznie polecam!

  W październiku przeczytałam również drugi tom sagi Millennium- "Dziewczyna, która igrała z ogniem" i uważam tę część za świetną! Zwroty akcji były zupełnie nie do przewidzenia i naprawdę dobrze się bawiłam przy tej książce. Niedługo sięgnę po ostatni tom.

   Na zakończenie chciałabym polecić wszystkim, którzy mają taką możliwość, wizytę w Teatrze Muzycznym Roma (Warszawa) i rozrywkę przy najnowszej produkcji pod tytułem "Deszczowa piosenka":

zdjęcie- klub fm
Musicie wiedzieć, że musicale to nie do końca moja bajka. Miałam okazję oglądać kilka różnych i bywało, że trochę mnie nudziły przydługie piosenki i irytował styl gry aktorskiej, występujących na scenie artystów. "Deszczowa piosenka" była dla mnie przemiłym zaskoczeniem- bawiłam się naprawdę rewelacyjnie! Było lekko i z humorem, piosenek w sam raz- ani za dużo, ani za mało. Wszystko fajnie zagrane, wytańczone oraz wySTEPowane- Jan Bzdawka (należę do fanek;) ), Tomasz Więcek, Ewa Lachowicz i inni naprawdę dali radę! Do tego zachwyciła mnie świetna scenografia i fantastyczne stroje w stylu lat 20'- jest na co popatrzeć! Ciekawostką są strumienie ciepłej wody, które naprawdę leją się na scenę, a aktorzy chętnie rozbryzgują je na publiczność:)
Z przyjemnością wybiorę się na "Deszczową" ponownie, a Wam wszystkim polecam kupno dostawek w pierwszych rzędach za 45 zł. Miejsca nie mają co prawda oparcia, ale są dużo tańsze niż normalne bilety, a scenę widać jak na dłoni!


Na sam koniec pragnę Was poinformować, że własnie dziś obchodzę swoje urodziny- tak tak, w Zaduszki:)! To był wspaniały dzień, a jutrzejszy zapowiada się jeszcze lepiej!
Macie może ochotę na "przechwałkowego" posta urodzinowego?;)

Pozdrawiam Was!