poniedziałek, 16 września 2013

Naturalny dezodorant Born to Bio Rose Sauvage- jak wypada na tle Sanoflore?


Cześć!

Jakiś czas temu skończyłam swój dezodorant, którego recenzję możecie przeczytać w TYM POŚCIE .

  Miałam w planach zakupić kolejną kulkę Sanoflore, z której byłam naprawdę zadowolona, ale będąc przy okazji w sklepie Organic Farma Zdrowia zerknęłam na półkę z naturalnymi kosmetykami i zobaczyłam kilka ciekawych produktów. Po pierwsze, dostępny był cały szereg dezodorantów marki Lavera i może byłabym nawet zainteresowana,ale cena pojedynczej sztuki była bardzo wysoka, wydaje mi się, że przekraczała 40 zł. Macie jakieś doświadczenia z marką LAVERA?

  Moją uwagę zwróciły kolorowe opakowania dezodorantów firmy Born to bio :) Do wyboru były dwie wersje: Rose Sauvage wild rose oraz znacznie bardziej świeży, imbirowy Sensation Zen.


Porwałam z półki oczywiście dezodorant o zapachu dzikiej róży, jako fanka wszystkiego, co różane i do dzisiaj żałuję swojej decyzji;) Nie wiem, co mnie podkusiło, bo zapach jest tak męczący, słodki, mdlący i  intensywny, że ilekroć otwieram kosmetyk, mam ochotę natychmiast zamknąć go z powrotem;) To jego pierwszy poważny minus.

Znacie serię Alterry "dzika róża"?  Miałam krem do twarzy i to bardzo podobny zapach, ale ten Born to bio jest jeszcze mocniejszy.

PO TYM PRZYDŁUGIM WSTĘPIE CZAS NA KONKRETY ;)

* Za dezodorant o pojemności 75 ml zapłaciłam w sklepie Organic (w Złotych Tarasach) 29 zł.

* Opakowanie jest świetne- wygodne, dobrze się zamyka, kulka się nie zacina i płyn się nie wylewa.

* Kosmetyk jest piekielnie wydajny

* Dezodorant posiada certyfikaty ECOCERT i Cosmebio

*Skład naturalny w stopniu 99,2 % , jak głoszą napisy na etykiecie ;) (brak parabenów i aluminium):




Na opakowaniu znajduje się także napis NO ALCOHOL**,  jednak z tyłu, pod składem, znajdziemy także dopisek:  without ethyl alcohol **

Za pochłanianie potu odpowiedzialny jest puder bambusowy, za zapach maskujący nieprzyjemną woń, oczywiście olejki eteryczne

* Dezodorant nie brudzi odzieży

* DZIAŁANIE dezodorantu pozostawia jednak trochę do życzenia. Oczywiście nie ma mowy o długotrwałym pochłanianiu potu, chociaż na początku wyczuwalne jest względne poczucie "suchości" ;). Co do maskowania przykrego zapachu- dezodorant działa pod tym względem bardzo krótko. Mocny zapach dzikiej róży tylko na początku "daje radę", potem nieprzyjemne nuty zaczynają przebijać. Opinie na temat tej wersji są w Internecie, jak się okazuje, fatalne, choć ja uważam, że nie ma aż takiej tragedii. Znacznie lepsze oceny zbiera za to jego brat Sensation Zen.

* Born to bio w porównaniu do Sanoflore:

cena- bardzo zbliżona
wydajność- znacznie wyższa niż u Sanoflore (pojemność także jest większa)
wygoda stosowania- podobna
działanie- gorsze!
zapach- bez dwóch zdań znacznie gorszy

  W przyszłości być może przetestuję wersję imbirową, bo pachniała na pewno przyjemniej i bardziej świeżo, a i jej działanie jest lepiej oceniane, ale z pewnością wrócę też do dezodorantu z Sanoflore i Wam go również polecam, jeśli szukacie czegoś o dobrym składzie:)


niedziela, 8 września 2013

Maybelline Rocket Volum’ Express Mascara

 Cześć!

O najnowszym tuszu Maybelline słyszałam sporo dobrego, więc kiedy znalazłam w jednej z gazet kupon rabatowy do drogerii Natura, postanowiłam kupić właśnie tę maskarę.

Tym bardziej miałam ochotę ją wypróbować, bo opakowanie i gruba szczoteczka (zapomniałam pstryknąć zdjęcia!) przypominały mi jeden z fajniejszych tuszy z Max Factora: recenzja TUTAJ

W regularnej cenie Rocket Volum' można kupić za około 25 zł - 30 zł. Ja dorwałam go za 16 zł.

Pojemność: 10 ml

Okazuje się, że to najdziwniejszy tusz, z jakim miałam do czynienia, a bardzo skrajne opinie na wizażu tylko potwierdzają moje zdanie;) Szczegóły poniżej:

Tusz daje na rzęsach dość ładny efekt, choć nie jest tak fajny, jak w
przypadku maskary False Lash Effect z Max Factor.

Zadaniem Rocket Volum' jest przede wszystkim zwiększenie objętości rzęs. Ja zauważyłam raczej ich wydłużenie i uniesienie. Przy malowaniu włoski mogą odrobinę się plątać, czasem mogą się też lekko skleić, ale raczej nie jest to problem, który pojawia się regularnie przy jego stosowaniu.

W dodatku tusz przez cały dzień wygląda i zachowuje się bardzo dobrze- nic się absolutnie nie kruszy, rzęsy są uniesione i prezentują się fajnie nawet wiele godzin po nałożeniu- pod tym względem widzę pewne podobieństwo z False Lash Efect;)

Co jest z nim w takim razie nie tak?

Wystarczy zajrzeć na wizaż i poczytać opinie na jego temat: KLIK
 Jedni nie mogą się go nachwalić, inni piszą o wielkich trudnościach ze zmyciem tego tuszu i o wzmożonym wypadaniu rzęs po jego użyciu. Zazwyczaj jestem sceptyczna, kiedy natrafiam na recenzje objeżdżające dany produkt od góry do dołu, tutaj jednak dość często pojawiały się głosy, że Rocket Volum' to tusz "masakrator".
No i chyba coś w tym jest, bo po pierwsze- zmywanie tego "cudeńka" z rzęs to istny koszmar (tusz marze się, zostawia smugi na całej twarzy, rano też "panda" niemal gwarantowana), a po drugie- rzeczywiście zauważyłam, że gubię rzęsy znacznie częściej, niż normalnie. Oczywiście przy takich akrobacjach z demakijażem o taki skutek nietrudno, jednak znajduję je nie tylko na waciku, ale także na policzkach w trakcie dnia. Pierwszy raz się z czymś takim spotykam!

Tak więc, mimo tego, że aż 47 osób kliknęło na wizażu Rocket Volum' jako swój HIT, ja już go z pewnością ponownie nie kupię, a i Wam odradzam. W tej cenie znajdzie się wiele lepszych kosmetyków. Wolę też dorzucić trochę i kupić sprawdzonego Max Factora ;)

Jestem bardzo ciekawa, jakie Wy macie doświadczenia z tym tuszem, albo czy zamierzacie/zamierzałyście go przetestować?