środa, 26 września 2012

Patent na rzęsy cz. I + 100 obserwatorów!!!

Cześć!

Dziękuję Wam serdecznie za kilka miłych komplementów pod ostatnim włosowym postem:)  Z radością donoszę również, że w dniu dzisiejszym liczba publicznych obserwatorów wzrosła do okrągłej setki! Dziękuję! :) Zakładając bloga miałam oczywiście nadzieję, że znajdą się chętni, którzy będą do mnie czasem zaglądać, ale chyba nie przyszło mi wtedy do głowy, że będzie Was tak dużo:)!
 Kto wie, może to właśnie popularna ostatnio włosowa tematyka przyciągnęła Was na moją stronę, więc pomyślałam, że wzorem innych dziewczyn mogę od czasu do czasu wrzucić aktualizację kondycji włosów w postaci zdjęć, napiszę też więcej o ich pielęgnacji, fryzurach itp.

Dzisiaj natomiast będzie trochę o rzęsach. Chciałabym w paru notkach zaprezentować kilka mniej lub bardziej znanych trików na ich podkreślenie. Zapraszam do lektury, być może któraś z metod okaże się dla Was nowa i pomocna:)

Zacznę od ciekawego sposobu malowania rzęs, który podpatrzyłam kiedyś na youtubie.
Będziemy potrzebowały kartonika, ja wycięłam sobie kawałek tekturki z końca dużego zeszytu:



Następnie wycinamy z niej kawałek w taki sposób, aby nacięty otwór jako tako pasował do kształtu naszego oka (wiem, wiem, przedziwnie wygląda to zdjęcie:D ) :

 
Oczywiście wycinamy tak mniej więcej, niczego nie odmierzając, bo przecież szkoda czasu na takie zabawy;)

Taka tekturka stanowi teraz dla nas "narzędzie" do malowania. Możemy za pomocą kartonika podnieść leciutko powiekę i opierając szczoteczkę o papier, pokryć tuszem dokładnie każdą rzęsę, dzięki temu włoski wyglądają na gęstsze. Nie brudzimy też przy tym powieki:


Taka metoda może się  spodobać tym z Was, które są posiadaczkami bardzo prostych rzęs, opornych, na przykład na wywijanie.Taki zabieg pozwala je lekko unieść. Może się też okazać, że w ten sposób szybciej uzyskacie pożądany rezultat, niż przy wielokrotnym machaniu szczotką. Oto efekt na moich oczach:

 
Przyznaję, że ja sama nie korzystam z tej metody zbyt często, ale to dlatego, że moje rzęsy dają się dość ładnie wymodelować za pomocą samego tuszu. Z tego samego powodu nie jestem zwolenniczką zalotki, bo efekt po jej użyciu jest u mnie znacznie gorszy niż po samej maskarze. W moim przypadku zalotka podkręca rzęsy praktycznie na samych końcach, bo włoski załamują się oczywiście dopiero od tego miejsca, w którym zacisnę łapki. Tusz z dobrą szczoteczką potrafi unieść moje rzęsy już od nasady i wtedy wyglądają na znacznie dłuższe, co ma duże znaczenie dla moich smutnych oczu:)
Dla przypomnienia- tak wyglądają bez makijażu:


Jednego kartonika można użyć nawet kilka razy.

Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba skorzysta z tego triku^^ Dajcie znać w komentarzach, jeśli próbowałyście i czy taki sposób się u Was sprawdza!
Jeżeli znajdziecie chwilę, napiszcie też, proszę, jak trafiłyście na mojego bloga, jestem bardzo ciekawa, ale też pewna, że duży udział mają w tym inne blogerki i ich blogrolle:)!

piątek, 21 września 2012

I wpis włosowy- moje włosy + ulubiony półprodukt

Witajcie!

Nigdy jeszcze nie publikowałam notki na temat swoich włosów. Pokazywałam, co prawda, kawałek mojej fryzury po płukance z lipy TUTAJ i prezentowałam kilka kosmetyków do pielęgnacji, ale do tej pory nie pojawiło się żadne zdjęcie włosów w całej okazałości.

Tak więc, dziewczyny, oto moje kudły po umyciu zwykłym szamponem, zastosowaniu prostej odżywki oraz wyczesaniu TT:


LIPIEC 2012 
         Od razu chciałabym zaznaczyć, że nie będę opisywała tutaj swoich włosów ze względu na ich porowatość itp., nigdy też nie robiłam sobie żadnych specjalnych testów, żeby określić jaki typ konkretnie reprezentują moje włosy. W moim przypadku taka klasyfikacja wydaje mi się po prostu niepotrzebna i nie sądzę aby stanowiła dla mnie ułatwienie przy komponowaniu jakiegoś pielęgnacyjnego planu. Dobieram produkty do pielęgnacji metodą prób i błędów nie sugerując się żadnymi tabelkami, bo po prostu lubię sprawdzać na sobie samej, jakie kosmetyki i jakie metody mi służą:)

Mogę pokusić się natomiast o bardzo ogólny i uproszczony opis moich włosów, a zatem:

- moje włosy mają naturalny kolor
- są zupełnie proste, bardzo oporne na stylizację, np. kręcenie
- przycinam je ok. 2 cm raz na kilka miesięcy, ale zapuszczanie nie jest jakimś moim celem, rosną sobie po prostu :)
-często noszę je upięte lub splecione

Więcej konkretów na temat mojej pielęgnacji napiszę może w innym czasie, jeżeli w ogóle będzie zainteresowanie z Waszej strony takim wpisem:)

    Dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam mojego zdecydowanego faworyta w kategorii: półprodukt. Uważam, że każdy powinien wypróbować na sobie działanie keratyny hydrolizowanej (bo o niej mowa) i gdybym miała polecić jeden włosowy półprodukt ze sklepów internetowych typu zrób sobie krem to na pewno postawiłabym właśnie na nią!

widzicie, jakie piękne niebo dziś u mnie było?:)
Ja mam akurat sporą buteleczkę tej substancji, ale możecie kupić opakowanie o pojemności 15 ml już za 3,99 na stronie zrób sobie krem (link powyżej).

W wielkim skrócie napiszę, że hydrolizat keratyny zawiera składniki, które tworzą strukturę włosów oraz paznokci i są w stanie wbudowywać się w uszkodzone miejsca osłonek włosów.
Efekt po zastosowaniu jest widoczny od razu!

*O jakim efekcie mówimy?:)

W moim przypadku to naprawdę zdrowo wyglądające włosy -wygładzone i bardzo błyszczące, w żaden sposób nieobciążone. Rezultat jest bardzo zbliżony do popularnego ostatnio laminowania włosów żelatyną.

*Jak możemy wykorzystać ten ciekawy półprodukt?

Ja dodaję kilka kropli do porcji zwykłej, sklepowej odżywki, bardzo lubię też dorzucać keratynę do różnego typu płukanek (jedna łyżeczka).
Jako składnik mgiełek do włosów także rewelacyjnie się sprawdza.

* Jak często można ją stosować?

Polecam zafundować sobie taką kurację raz w tygodniu, ale  nie częściej, bo efekt może być odwrotny od zamierzonego. Na ilośc keratyny również trzeba uważać- inaczej suche siano na głowie mamy gwarantowane;)

          Jak same widzicie, warto zainteresować się tym małym cudotwórcą, ponieważ jego działanie jest naprawdę zauważalne, a prostota obsługi zachęca do eksperymentów:) Polecam serdecznie!

Piszcie, jeżeli znacie i używacie keratyny oraz podzielcie się swoimi sposobami!

niedziela, 16 września 2012

Maskara Maybelline One by One volum' express w wersji Satin Black

Hej,

Na dzisiaj przygotowałam recenzję popularnego tuszu do rzęs marki Maybelline. O maskarze One by One słyszał już chyba każdy, dorzucę i ja swoje trzy grosze na jej temat.

 
Cena regularna to 34 zł za 9,6 ml produktu, czyli całkiem dużo, ale pojemność też jest spora, jak na tusz.

Szczoteczka na początku zapowiada się interesująco- jest gumowa i ma jajowaty kształt:


Moja wersja tuszu w założeniu miała być w kolorze... no właśnie, jakim? Satin black, czyli bardziej czarny, niż czarny, czy jak? Sama nie bardzo wiem, ale mogę potwierdzić, że tusz jest rzeczywiście czarny. Czarny po prostu:)

Zacznę od plusów:

Efekt, jaki tusz funduje na oczach jest całkiem całkiem. Kosmetyk gwarantuje dość mocne podkreślenie rzęs i ja osobiście taki efekt właśnie lubię.
Zobaczcie:

Pojedyńcza warstwa tuszu One by One Satin Black
Choć prawda jest taka, że gdybym nie smarowała włosków codziennie wieczorem olejem (najczęściej kokosowym) to rezultat nie byłby tak fajny- sprawdzałam efekt bez tego zabiegu i naprawdę wiem co mówię^^

Na uwagę zasługuje fakt, że pomalowane rzęsy trzymają się w takim ułożeniu niemal cały dzień. Nic nie opada, jeśli wiecie o co mi chodzi ;)
Co ciekawe, podczas malowania pojawiają się u mnie grudki, ale jakimś magicznym sposobem znikają z rzęs po odczekaniu kilku minut.
 
Właściwie na tym plusy się kończą, więc teraz skrobnę parę słów o tym, dlaczego już więcej tego produktu nie kupię:
 
- przez ponad miesiąc tusz nie nadawał się w moim przypadku do użytku i szczerze miałam chęć wyrzucić go do kosza. Okropna, rzadka konsystencja w połączeniu z taką budową szczoteczki bardzo utrudniała mi malowanie- tusz miałam poodbijany wszędzie dookoła i dłużej zajmowało mi później doprowadzenie się do porządku, niż sam makijaż;/
 
- tusz zgęstniał po miesiącu, ale szczoteczka w kształcie jaja z baardzo krótkimi włoskami pozostała  dla mnie niewypałem- łatwo jest mi się nią ubabrać, co mnie specjalnie nie cieszy, a dolnych rzęs to już nawet nie próbuję nią umalować.
 
- pod koniec dnia makijaż nie wygląda już po prostu estetycznie, bo na dolnej powiece pojawiają się brzydkie smugi tuszu, jakieś osypane grudki i tym podobne.
 
 
Wiem, że wiele dziewczyn uwielbia ten kosmetyk, ja niestety nie dołączę do grona miłośniczek One by One i więcej po niego nie sięgnę, szczególnie, że mam w zasięgu ręki dużo lepsze maskary z Wibo i to w znacznie niższej cenie:)
 
Co sądzicie o Maybelline One by One? Jaki tusz do rzęs wspominacie najgorzej?:)
  

piątek, 7 września 2012

Pielęgnacja- trzy drogeryjne produkty godne uwagi:)

Witajcie!

Jak wiecie, bardzo lubię w codziennej pielęgnacji wykorzystywać oleje, zioła, peelingi z kawy, cukru itd. Nie stronię jednak od dobrych gotowych kosmetyków, które można dostać w drogeriach. Dzisiaj pokażę Wam trzy produkty, które zdecydowanie zasługują na uwagę:)
( postanowiłam nie pisać tutaj o dobrze wszystkim znanych perełkach serii Babydream z Rossmana, ale czuję się w obowiązku napisać, że wszystkie testowane przeze mnie uważam za prześwietne!)



       Na pierwszy ogień- masło do ciała firmy Bielenda dla skóry bardzo dojrzałej i suchej z olejem arganowym, jako jednym ze składników. Kupiła je dla siebie moja mama, ale chętnie jej czasem podbieram, bo kto by się przejmował napisem na opakowaniu;)
W składzie wysoko znajduje się masło shea, gdzieś w środku znajdziemy także olej arganowy.
Kosmetyk ma świetną, gęstą konsystencję, a walory pielęgnacyjne- po prostu rewelacja! Masło wyraźnie zmiękcza i wygładza skórę, nie pozostawiając na niej lepkiego filmu, a co najlepsze efekt jest bardzo długotrwały! Można spokojnie używać tego produktu raz na kilka dni, jeżeli ktoś, podobnie jak ja, nie ma mocno przesuszonej skóry na ciele.


Zapach nie jest drażniący, raczej bardzo delikatny.
Opakowanie przypadło mi do gustu-matowy plastik, nie ślizga się w dłoniach.
Koszt to około 15 zł w Rossmanie.
Z czystym sumieniem polecam, szczególnie na chłodne pory roku, a masło zaaplikowane po użyciu peelingu to już prawdziwa bajka!

        Jeśli chodzi o peeling właśnie...wiem, że nie każdy lubi bawić się w ich samodzielne przygotowywanie. Przypomniało mi się ostatnio, że przecież znam świetne drogeryjne peelingi z Lirene, o których mogę Wam napisać!
 Używałam wcześniej wersji pomarańczowej, niby antycellulitowej, teraz mam w łazience taką MaXSlim:



Oba pachną bardzo świeżo cytrusami i mają naprawdę dobre działanie. Drobinki są duże i zatopione w lekko żelowej konsystencji. Jest ich odpowiednia ilość na moje oko, fajnie masują skórę i co mi się bardzo podoba- nie rozpuszczają się od razu, można nimi wykonać dość długi masaż:) Trzeba pamiętać o dobrym spłukaniu resztek, bo kryształki czasami lubią zostać na skórze.
Według mojej opinii peelingi Lirene są akurat- ani zbyt ostre ani zbyt łagodne, ale naprawdę czuć ich działanie. Po użyciu skóra jest bardzo gładka, ale nie pokryta tłustą powłoczką, jak to bywa w przypadku wielu produktów tego typu.
Cena- około 12 zł/200 ml

          Na koniec zostawiłam moje ostatnie odkrycie, czyli płyn micelarny firmy Marion. Żałuję, że kosmetyki tej marki są tak trudno dostępne! Swoje opakowanie płynu kupiłam za 7 zł w drogerii Jasmin.
Cóż powiedzieć- dla mnie to micel idealny!


Skład prezentuje się następująco:



Przede wszystkim, płyn bardzo dobrze oczyszcza skórę twarzy i szyi i nie podrażnia! Jest to naprawdę bardzo łagodny środek.
Można nim także zmyć cienie, nie poradzi sobie jednak do końca z ciężkim eyelinerami czy tuszami. Wychodzę jednak z założenia, że demakijaż oczu najlepiej wykonuje się produktami z zawartością oleju, bo on najskuteczniej rozpuszcza kosmetyki do oczu. Czasem wystarcza sam olej kokosowy;)
Wieczorem stosuję najczęściej metodę oil cleansing method, ale taki płyn genialnie sprawdza się do usunięcia  z twarzy podkładu, na przykład od razu po powrocie do domu, przed treningiem itp. Jest też świetny do poprawek makijażu. Można go stosować nawet jako poranne oczyszczanie twarzy.
Najpewniej będę kupowała go na zmianę z chusteczkami Alterry, o których już kiedyś pisałam-  KLIK

To już wszystko na dzisiaj, chętnie zapoznam się z Waszymi opiniami na temat tych kosmetyków:)
Waszym zdaniem, w które drogeryjne produkty z kategorii "pielęgnacja" warto się zaopatrzyć?

wtorek, 4 września 2012

TAG: 7 faktów o mnie


Cześć!
Dzisiaj pora na Tag " 7 faktów o mnie". Jeżeli jesteście ciekawi, zapraszam dalej:)

Do zabawy zaprosiła mnie karinam6 z bloga biochemia kosmetyczna , który, wstyd się przyznać, poznałam dopiero przy okazji tego Tagu! Zerknijcie, jeżeli interesuje Was temat pielęgnacji, składników, filtrów, minerałów lub kręcenia kosmetyków- bardzo wyczerpujące notki!:)

Dziękuję, Karina:)!


1. Jedną z moich największych pasji jest robienie biżuterii oraz ozdabianie przedmiotów codziennego użytku. Nie mam tu na myśli składania w całość kilku koralików, ale nieco bardziej skomplikowane twory. Próbuję swoich sił w wyginaniu drucików, glinie, filcowaniu, nauczyłam się także podstaw pracy z metalową blachą. Chętnie ozdabiam różne drewniane szkatułki, ponieważ bardzo lubię malować na drewnie.
Rozważam założenie fotobloga, na którym mogłabym dzielić się tym, co udało mi się zrobić:)

2. Bywam i pesymistką i optymistką- nie wiem, jak udaje mi się to połączyć, ale jednego dnia potrafię się dołować drobnostką, a następnego dosłownie tryskać radością i energią. Popadanie w skrajności to moja specjalność.

3. Nic nie poprawia mi humoru bardziej, niż spotkanie z przyjaciółkami i smaczne jedzenie! ^^

4. Bardzo lubię podróżować- zarówno po Polsce, jak i poza jej granicami. Chętnie czytam literaturę podróżniczą, prenumeruję również "National Geographic" i "Traveler'a".

5. Jeżeli chodzi o sport to w końcu znalazłam dla siebie idealną dyscyplinę, którą jest Nordic Walking i w ogóle nie przyjmuję do wiadomości głupich uwag, jakoby był to sport tylko dla osób starszych i który nic nie daje :) Dla chętnych do poczytania TUTAJ. Lubię też wszelkie ćwiczenia w domu, ponieważ nie czuję się wtedy niczym skrępowana i mogę dać z siebie wszystko ^^

6. Podglądanie ptaków i motyli w plenerze oraz ich rozpoznawanie to dla mnie ogromna radość i całe szczęście mam w swoim otoczeniu grupę osób, która również bardzo lubi to zajęcie:)

7. Ostatni punkt na dziś- jestem wielką fanką humoru Terry'ego Pratchetta, pomału zbieram swoją kolekcję wszystkich części Świata Dysku. "Carpe jugulum" to jedna z moich ulubionych książek z tej serii:)


Na koniec pragnę zaprosić do odpowiedzi na TAG kilka innych blogerek:

di z bloga flow

milly z trasa warszawa-kraków

Szarooką z Grey Eyes Reviews

Idalię z Idalia bloguje

merczens z być kobietą, być kobietą



Pozdrawiam i czekam na Wasze komentarze!

sobota, 1 września 2012

Zrobiłam sobie- tonik do skóry głowy

Hej!
Jak spędzacie sobotę? Ja domowo, ale bardzo tak lubię :)

W dzisiejszej notce podzielę się z Wami swoim pomysłem na wzmacniający tonik do skóry głowy.
Jakiś czas temu przywiozłam sobie z działki skrzyp polny, który rośnie wokół naszego domku. Nie do końca wiedziałam, jak go wykorzystać, ale w końcu wymyśliłam, że zrobię na jego bazie coś do włosów:)
W żadnym razie nie musicie traktować tego jako ścisły przepis. Być może zwyczajnie zainspiruję kogoś do wykonania czegoś podobnego, szczególnie, że niektóre zioła możecie jeszcze znaleźć rosnące gdzieś nieopodal i zanim przyjdzie głęboka jesień, można sobie nazrywać tego i owego. Bez przeszkód można także wykorzystać suszone zioła:)

Do zrobienia swojego toniku użyłam:

2 garści skrzypu polnego
pół litra wody

z powyższego przygotowałam odwar, czyli zalałam zimną wodą, zagotowałam, a następnie podgrzewałam na małym ogniu jakieś dwadzieścia minut.

Później przelałam płyn do butelki po wodzie pitnej i dodałam:

łyżeczkę żelu z kwasem hialuronowym 1,5% 
około 7 kropli d-panthenolu
około 10 kropli olejku rozmarynowego (mój akurat jest popularnej firmy Bamer)
szczyptę konserwantu
2 krople olejku eterycznego dla zapachu

niektóre składniki toniku. W środku- olejek ze Zrób Sobie Krem.pl, który dodał miksturze cytrynowego zapachu

Wyszedł mi ciemno-brązowy płyn, którego używam teraz po każdym myciu. Lekko osuszam włosy po kąpieli i wylewam na głowę jednorazowo około 2-3 łyżek toniku, chwilę masuję.
 Zużyłam już połowę porcji, którą sobie przygotowałam.

tonik do skóry głowy z odwarem ze skrzypu polnego


*Jak powinien działać taki tonik?*

Skrzyp polny, jak powszechnie wiadomo, wpływa korzystnie na stan naszych włosów- wzmacnia je i przyśpiesza porost.
Olejek rozmarynowy działa z kolei antybakteryjnie, reguluje przetłuszczanie się skóry głowy i również stymuluje wzrost włosów.
Dodatek d-panthenolu i żelu z kw. hialuronowym działa łagodząco i nawilżająco na skórę.
Można przygotować tonik również bez dodatku konserwantu, ale wówczas powinno się go zużyć w ciągu tygodnia, w lodówce przetrwa pewnie około 2 tygodni.

Borykam się ostatnio z podrażnieniem skóry głowy, ale płyn dobrze daje sobie z tym radę. Ostatnio próbuję także wcierać na noc różne oleje, wymieszane z żelem hialuronowym i taki zabieg również mi pomaga.

Na pewno nie zaszkodzi spróbować, myślę, że po zużyciu reszty toniku pojawią się także inne efekty:)

Próbowałyście kiedyś zrobić coś podobnego? Jeśli tak- podzielcie się pomysłem!