Od razu proszę o wyrozumiałość, ponieważ są to moje absolutne początki w blogowaniu i na razie nie jestem w stanie połapać się we wszystkich opcjach i możliwościach, jakie niesie za sobą prowadzenie takiej strony.
Na temat pierwszej notki wybrałam moje stosunkowo nowe odkrycie, a mianowicie MACERAT Z MARCHWII W OLEJU SŁONECZNIKOWYM, czyli po prostu olejowy wyciąg z marchewki. Ten kosmetyk działa jak naturalny samoopalacz, więc powinien przypaść do gustu wszystkim tym, którzy lubią efekt skóry muśniętej słońcem, a ja do takich zdecydowanie należę:)
Kolor na ręku wygląda na bardzo jadowity, jednak po roztarciu prezentuje się dużo łagodniej, przyznajcie sami:)
Złociste zabarwienie skóry utrzymuje się na niej do zmycia, jednak stosowany regularnie trwale poprawia jej koloryt. I bez obaw, świeżo zaaplikowany olejek lub kosmetyk z jego dodatkiem daje naprawdę mocny kolor, jednak po wchłonięciu się preparatu w skórę efekt jest dużo lżejszy:)
Na stronach można znaleźć inormację, że sugerowane stężenie tego preparatu w innych kosmetykach/olejach itp to 5%-20%. Według mnie to sprawa bardzo indywidualna, wszystko zależy od typu naszej karnacji oraz efektu jaki chcemy osiągnąć. Trzeba samemu przetestować i sprawdzić:)
Poza właściwościami, które opisałam powyżej olej z marchwii charakteryzuje się wysoką zawartością karotenu, więc zapobiega starzeniu się skóry i chroni przed wolnymi rodnikami.
Moje ulubione zastosowanie? Najchętniej łączę olejek z filtrem do twarzy, ponieważ dzięki niemu nie ma mowy o "bieleniu" skóry, które tak często jest utrapieniem tych, którzy na co dzień używają kremu z filtrem. W moim przypadku, dodatek olejku sprawia również, że filtr nie zostawia na twarzy zbyt tłustego wykończenia.
Mam nadzieję, że mój pierwszy wpis choć trochę Was zainteresował i, że będziecie czasem do mnie zaglądać:)
Gratuluję pierwszego wpisu! Tuśka jeszcze nie raz zaskoczy jak mniemam! Wprawdzie olej z marchwi to nie to, czego szukam, pragnę i w ogóle (jako osoba bladolica, która dopiero niedawno przekonała się do brązerów i chusteczek samoopalających), ale kto wie?... ;)
OdpowiedzUsuńm.